| Rys. Nika |
Szperając w internecie, natrafiłam na interesującą wiadomość. Podobno naukowcy odkryli, że psie sapanie podczas zabawy to w rzeczywistości śmiech. Co więcej, odgłosy tego śmiechu działają kojąco na inne psy przebywające w pobliżu… Przeciągnęłam się w fotelu i spojrzałam na swojego psiaka. Spał w najlepsze zwinięty w kłębek na dywanie, od czas do czasu lekko pochrapując. „Ciekawe, czy śmieje się częściej ode mnie?”, przemknęło mi przez myśl. W zasadzie było to bardzo prawdopodobne. Ostatni raz śmiałam się chyba wczoraj, a mój czworonożny przyjaciel, zgodnie z teorią wspomnianych naukowców, śmiał się zaledwie godzinę temu.
Prawdę mówiąc, mam wrażenie, że my ludzie w ogóle mało się śmiejemy, choć okazji jest przecież dosyć. Szkoda, bo sam śmiech jest zjawiskiem nader interesującym. Co ciekawe, każdy z nas śmieje się w charakterystyczny dla siebie sposób. Jedni śmieją się głośno i rubasznie, inni piskliwie lub cicho, zasłaniając usta ręką. Poznałam kiedyś Anglika, który wydawał mi się ucieleśnioną „brytyjskością”. Gdy ze mną rozmawiał, miałam wrażenie, że oto przemawia do mnie cała angielska tradycja wtłoczona w niepozorne ciało jednego człowieka (bardzo dziwne uczucie). Nie tylko sposób bycia, ale i śmiech Grahama (bo tak miał na imię) był bardzo brytyjski. Śmiał się zawsze nieco flegmatycznie, ale i z pewną gracją czy nawet… elegancją (było to takie „ha!… ha!… ha!…” wzmocnione trzema niemal równymi pauzami). To tylko potwierdza moją teorię: Ilu ludzi, tyle sposobów na to, żeby oznajmić światu, że coś nas bawi.
Wśród roześmianych niewielką grupę stanowią osoby, które posiadły niemal magiczną umiejętność zarażania śmiechem innych. Prawdziwie utalentowana pod tym względem jednostka potrafi zmusić do spontanicznego rechotu nawet WyjatkowoPonuregoPonuraka.
To właśnie dzięki takim ludziom śmiech jak najbardziej zaraźliwy wirus (choć może to nieco niefortunna w kontekście ostatnich wydarzeń metafora) przechodzi z jednego osobnika na drugiego, korzystając w tym celu wyłącznie ze zmysłu słuchu. Reasumując, śmiech to potężna „broń” biologiczna, która potrafi w krótkim czasie przyprawić człowieka o brak oddechu i ból przepony. Co więcej, kiedy powinie nam się noga lub, mówiąc kolokwialnie, damy plamę na całego, nie ma nic bardziej upokarzającego niż pełen satysfakcji szyderczy śmiech naszego oponenta. Pamiętajmy jednak, że umiejętnie dawkowany potrafi zdziałać cuda. Podczas śmiechu nasz mózg mile łechczą endorfiny odpowiedzialne za chwile niczym niezmąconego, błogiego szczęścia. A wiadomo nie od dziś, że szczęśliwi żyją dłużej, a na pewno przyjemniej niż cała reszta.
Nie pozostaje mi nic innego tylko życzyć nam: Śmiejmy się dużo i rozsądnie. Na zdrowie! Monika Szafrańska (nika@dlastudenta.pl) |