Kilka slów. Bez morału, ale z drugim dnem
2006-10-24 16:15:42Kiedyś niechcący wydało się, że pewien osobnik uwielbia wizualizować sobie ostateczny krach systemu korporacji. Ironicznie śmieszne, ale za to jak cynicznie głębokie. Tak bardzo głębokie, że można w to wpaść i do końca życia szukać wyjścia, którego oczywiście nie ma.
Można też zadowolić się byle ziemniakiem, który przed chwilą minął nas na zielonej od krwi ulicy, albo rzucić się w objęcia Pani Róży przebijającej serca na wylot swymi tępymi jak łyżeczki kolcami. Można poćwiartować jakiegoś autora pod wiele mówiącym zarzutem grafomanii. Można skoczyć z dachu garażu, lecieć dobre pół godziny, rozmyślić się w połowie drogi i zawrócić. Można wmawiać sobie, że zimny hot dog to nic innego jak niepodważalny dowód na istnienie życia po życiu. Można przeklinać mnie do końca parzystych dni tygodnia za zbyt częste używanie słowa "można", choć i tak działanie takie z góry skazane jest na niepowodzenie. Można karmić się złudzeniami, że gdzieś tam, za rogiem na każdego czego szczęście i wystarczy zrobić mały krok do przodu, żeby za tenże róg zajrzeć. Potem juz tylko wystarczy wyciągnąć rękę po to, żeby w którymś momencie zauważyć, że zamiast szczęścia w dłoni znajduje się spleśniały pomidor.
Właśnie do mojego pokoju wleciał motyl, pokręcił się chwilę i spojrzał w monitor. Kiedy zobaczył jakie bzdury powstają przy pomocy diabelskiej maszyny, czym prędzej wyleciał przez okno. Zdażył jeszcze tylko rzucić w moją stronę kilka słów. Wyrzuć telewizor, idź w końcu na śniadanie, zacznij się leczyć.
Lecz nie o żadną chorobę tu chodzi. Choć prawdą jest, że wszystko zależy od punktu widzenia. Kiedy otwieram gazetę widzę małowielkiego brata, albo wielkiego ministra. Kiedy włączam telewizor widzę ich kolegów. Kiedy zamykam oczy, boję się, że gdy znów je otworzę, ujrzę potwora w garniturze, z fałszywym uśmiechem i juz nigdy nie będę mógł zasnąć.
Mówię więc: mam dość. Nie chcę żeby mi ktoś wmawiał, że to co się dzieje na scenie politycznej jest moim najważniejszym problemem. Nie chcę, żeby ktoś korzystał z darmowego rozgłosu. Nie chcę brać udziału w wyborach, ale chyba jednak zdecyduję się na wybranie mniejszego zła. I wydaje mi się, że bezsensowne zagłębianie się w temacie spleśniałych pomidorów może przynieść mi więcej dobrego niż ciągły kontakt z polityką. I pewnie niedługo z lewego ucha zacznie mi kapać ciepła krew ujawniając tym samym istnienie tego wewnętrznego fuj, które zrodziło się z licznych frustracji.
A najbardziej bym chciał, żebyśmy w końcu nauczyli się wyciągać wnioski i pokazali drogę do drzwi komu trzeba. Moje "wewnętrzne fuj" właśnie się odezwało, przypomniało mi o tym, jak bardzo niecierpię tematów politycznie zabarwionych. To też i ruszać ich nie będę. Niech gniją powoli. Nielogiczne ciągi myślowe są równie bezsensowne, ale za to przyjemniejsze w dotyku.
Łukasz Krzywda
(lukasz.krzywda@dlastudenta.pl)