Jan Benedykt Paweł v.2.16
2006-05-30 00:00:00Polacy kochają rozpamiętywać minione czasy, o ile są to dla nich podniosłe, radosne chwile. Kochają romantyczne zrywy, kochają wygraną Jagiełły z Krzyżakami w małej wiosce przed sześciuset laty, cud nad Wisłą również. Trochę mniej kochają nieudane powstania, a w zasadzie... najchętniej by o nich w ogóle nie rozmawiali. Chcą być głaskani, chcą potwierdzenia swojej wyjątkowości. Taak, Polacy kochają pompować swój patriotyzm, ego i dumę...
Cóż, z jednej strony mamy wybiórczą pamięć i nadmierny sentymentalizm, z drugiej potrzebę bycia poklepywanym po plecach za naszą polskość i za naszą wyjątkowość. Bo w to, że jesteśmy wyjątkowi za sam fakt bycia Polakiem, chyba nikt nie wątpi. Weźmy dwa jakże aktualne przykłady, odsłaniające naszą próżność.
Za kilka dni mistrzostwa świata w piłce nożnej. Gotów jestem założyć się z każdym o „stówę", że w przedmeczowym Studio Sport w Warszawie Przemysław Babiarz i grupka emerytowanych piłkarzy rozpływać się będzie przy bramkach Polaków z 1974r. Tak jest, to właśnie to pojawiające się przed każdym ważnym meczem naszej reprezentacji: „Zobaczmy jak to było..." Nie wiem ilu kibiców po raz dwudziesty chce oglądać „jak to było 30 lat temu". Ja nie. Ja chcę wiedzieć jak jest teraz i czy robimy wszystko, żeby było dobrze jutro. A tu ciągle ochy i achy, wspaniały Deyna, Lato, Boniek, tak, byliśmy wielcy... Materiał się skończy, spocony Babiarz i rozmarzeni goście staną znowu oko w oko z rokiem 2006. Permanentnie rozgrzebywana historia daje chwilową ucieczkę od miernoty dzisiejszego polskiego futbolu. Bo czemu ma służyć podniecanie się historią i archiwalnymi materiałami, jeśli nie ukryciu oczywistego faktu, że w tym roku nasza reprezentacja wygląda mizernie i na mistrzostwach świata nie zwojuje nic? To wygląda jak leczenie kompleksów poprzez mentalny onanizm naszej dumy narodowej i polskości.
W drugi dzień papieskiej pielgrzymki do Polski TVN pokazało wyniki dwóch sondażów. W pierwszym Polacy byli pytani, czego spodziewają się po tej wizycie i czego oczekują od Benedykta XVI. Wyniki? Ponad 80% ludzi chce, by papież mówił do nich po polsku, niewiele mniej chce, by często nawiązywał do Jana Pawła II. No to jak w końcu? Chcemy mądrych słów wybitnego profesora i teologa, wsparcia i moralnych wskazówek przywódcy duchowego, czy chcemy znowu, żeby papież mówił po polsku? A gdzie przesłanie, umocnienie wiary, pomoc w odnalezieniu Boga, mądrość, wszystko to, co powoduje, że tak wiele osób pytanych, kim jest dla nas papież, odpowiada: „jest autorytetem"? Dobrze, skoro nie może cały czas do nas mówić w naszym języku, to niech przynajmniej wspomina jak najczęściej papieża Polaka. Niech łechta nasze poczucie dumy, że mieliśmy tak wspaniałego rodaka, a my na każde wspomnienie Jana Pawła II będziemy krzyczeć i machać biało-żółtymi chorągiewkami. Na których zresztą widać zdjęcia Benedykta XVI i Jana Pawła II. No bo... tak właściwie to czyja to pielgrzymka? Drugi sondaż poruszał kwestię ważności odwiedzanych przez papieża miejsc. Na pierwszym miejscu - Wadowice. Nie, nie Oświęcim. Wcale nie ta historyczna wizyta papieża Niemca w obozie koncentracyjnym, gdzie hitlerowcy zamordowali kilka milionów więźniów. Najpierw był tam papież Polak, teraz to miejsce odwiedził papież Niemiec. Myślę, że podobnie jak dla profesora Bartoszewskiego, tak dla wielu byłych więźniów, którzy przeżyli ogromną tragedię, taki gest to coś niewyobrażalnego. Jednak dla Polaków ważniejsze są Wadowice, małe miasteczko na południu Polski, miejsce urodzenia Karola Wojtyły. Dlaczego? Bo tam papież będzie się najczęściej odnosił do Jana Pawła II. Bo tam nieraz pewnie powie, że jego poprzednik był wielką osobą, a my przyznamy: „Tak, Jan Paweł II był wielki" i znów poczujemy to ciepło w piersi. Piersi, którą okrywa koszulka z napisem „B16 JP2". No to czyja to w końcu pielgrzymka?
Trochę mi szkoda Benedykta XVI. To niegdyś „pancerny" kardynał Ratzinger, który nie przepadał za obiektywami aparatów i nie miał zbyt dobrego kontaktu z dziennikarzami. Będąc papieżem, musi zmienić nawyki, musi wyjść do ludzi, przyzwyczaić się, że ci całują mu dłonie. A on, taki skromny, nieśmiały, z uśmiechem zakłopotania, chyba nie wie do końca, czy ludzie kochają go za bycie Benedyktem XVI, czy za bycie „następcą Jana Pawła II". Nie oszukujmy się. Ile osób wołających w Kalwarii Zebrzydowskiej: „Zostań z nami!" nie patrzyło wtedy na Benedykta XVI, tylko ze wzrokiem podniesionym ku niebu myślało: „Jesteś z nami"...? Czy nie woleli wołać tak do „swojego" papieża? W sobotę tysiące osób zgromadzonych na Franciszkańskiej 3 krzyczało: „Kochamy cię!" Czy kochają go za osobowość i jego nauki? Czy wiedzą, za co go kochają, czy mówiąc, że jest dla nich autorytetem, znają chociaż pobieżnie treść papieskich encyklik? A ilu krzyczało tak z przyzwyczajenia? Bo przecież tak krzyczeliśmy zawsze, gdy papież nas odwiedzał. Niech będzie, tego papieża też kochamy. Przecież spełnił nasze oczekiwania, mówił do nas po polsku i często odnosił się do Jana Pawła II...
Jacek Kalinowski (jacek.kalinowski@dlastudenta.pl)