Aria Armina Van Buurena
2006-05-06 00:00:00We wtorek Armin Van Buuren przypomniał Gustawowi Le Bone i Jose Ortedze y Gassetowi, że w epoce zadufanego paniczyka masa nie tylko nie pragnie współżyć z tym, kto do niej należy. Otóż człowiek masowy ma moralność, która zawsze z istoty rzeczy jest poczuciem podporządkowania się czemuś, świadomością służby i zobowiązania temu, kogo się wielbi.
Bez wątpienia to była Aria Armina Van Buurena - skandujący tłum wznoszący dłonie ku swemu idolowi, coś na wzór starożytnego Rzymu, nieposkromione pragnienie wspólnotowości, przynależności i ekstaza niepojętego uwielbienia. Gasset twierdzi, że współczesna sytuacja zawiera w sobie dwie możliwości: triumfu i śmierci. To był triumf tłumu i tylko jednej jednostki, która pozwalała temu tłumowi istnieć. I choć każde ziarenko składające się na tłum chciało się przebić przez powłokę anonimowości, to nie było w stanie.
Obserwować ludzi w takiej euforii jest prawdziwą rozkoszą, widzieć jak jeden młody człowiek, z którego bije pasja, wprawia w szaleństwo masę, jest fenomenem i to nie byle jakim. Upajać publikę precyzyjnie, idealnie, upajać sobą, to niezwykłe. Może wydać się śmieszne, że zachwycam się człowiekiem próżnym, bo tylko ten w końcu potrzebuje innych, u których szuka potwierdzenia opinii jaką chciałby mieć o sobie samym, a tak złośliwi mogliby powiedzieć o van Buurenie, cóż...
To prawda nie słyszałam muzyki, może jest zbyt wyrafinowana dla mojego ucha, a może wcale jej tam nie było, a był tylko wielki łomot? Nie wiem. Grafika była fantastyczna, podobnie jak klimat całej imprezy, jak rzeczywistość, w której znaleźli się szalejący w Hali. Nie jestem jedną z nich i myślę, że nigdy nie będę, ujrzałam jednak coś naprawdę niespotykanego - pragnienie dobrej zabawy, niezwykłą radość, której na co dzień tak wielu ludziom brak.
Aby zrozumieć daną epokę, musimy zadać sobie pytanie, kto w tej epoce rządzi światem. Bawiąc się dobrze na imprezie, na której nie powinno mnie być, zauważyłam, że naszą epoką rządzi jeden wielki paradoks - paradoks, który często zmusza nas do płynięcia z prądem, do poznawania tego, co nas odpycha, do konieczności otwierania się na to, co dla nas obce. Aria Armina Van Buurena to nie tylko poruszający akt rozkochiwania w sobie fanów, to także genialny kunszt łamania uprzedzeń wśród zakorzenionych w rocku i folku idealistek. Nie wiem, czy będę miała jeszcze kiedyś okazję odwiedzenia podobnego show, w każdym razie wszystkim uprzedzonym serdecznie polecam. Daje dużo radości.
ewam (ewam@dlastudenta.pl)