Studencka "wspólnota" mieszkaniowa
2012-07-12 10:24:25Trzaska drzwiami, marnuje wodę, za głośno wkłada kubek do zlewu. Współlokator. Szczęście i przekleństwo w jednym. Jaki jest „złoty” środek na studencką niedolę w czterech ścianach?
Studia to definitywnie czas, w którym jesteśmy zmuszeni do dzielenia swojego czasu i przede wszystkim miejsca z często obcą nam osobą. Oczywiście zdarzają się i tacy szczęściarze, którzy samotnie okupują swoje własne M1 i nie muszą znosić humorów współmieszkańca, aczkolwiek należy to do rzadkości. Ale do rzeczy. Czy sąsiedzi mają zalety? Owszem, jeśli to nasi partnerzy lub rodzeństwo, które lubi gotować, sprzątać albo imprezować dokładnie wtedy, kiedy my również mamy na to czas i ochotę. Każda inna opcja, choćby ulepszona o jakieś dodatkowe umiejętności, ma swoje wady, które po niedługim czasie euforii przytłaczają druzgocąco wszelkie zalety, jeśli takowe kiedykolwiek istniały.
Przykład numer jeden. Spokojna, cicha, niezbyt ładna kujonka, niepaląca, oszczędna. Z pozoru – ideał. W praktyce nie jest już tak kolorowo. Każdy twój wypad na miasto, imprezka w mieszkaniu, chłopak zostający u ciebie na noc, kilometry zużytego papieru toaletowego - wszystko bacznie obserwowane przez twojego anioła. I zaczynasz się zastanawiać, czy to ty za dużo czasu spędzasz na rozrywkach, marnotrawisz pieniądze i się nie uczysz, czy mieszkasz z kosmitką.
Przykład numer dwa. Nieokrzesany demon. Dzień w dzień słyszysz, że życie to ciągła impreza, a gdy nie pijesz to nie żyjesz. Na początku stwierdzasz, że ktoś żywiołowy dobrze na ciebie wpłynie, nada twojemu życiu barw, poszerzysz dzięki temu horyzonty, a już na pewno grono znajomych, nie tylko na Facebook’u. I to jest w porządku, ale do momentu, kiedy idąc w półmroku w rozciągniętej pidżamie potykasz się o butelki i – o zgrozo! – obcą ci osobę leżącą w korytarzu, która uznała twojego buta za poduszkę. Wałówka przywieziona z domu dawno stała się tylko wspomnieniem, a ty zajmujesz coraz miejsca w (podobno) jeszcze twoim lokum.
Typ trzeci to po prostu chłopak. Z reguły nie przeszkadza, ma swój osobisty, mały świat składający się z komputera, głośników i przy większym przypływie gotówki – konsoli do gier. Nie zabiera Ci sporo miejsca, bo ile ubrań może mieć przeciętny, hetero, biedny student? Towarzystwo jego kumpli tez w zasadzie może mieć swoje plusy i ogólnie dobrze mieć blisko kogoś, kto w razie potrzeby coś naprawi, przykręci, przesunie szafę. Jest tylko jedno „ale”. Ten typ nie zna pojęć: odkurzacz, mop, ścierka, domestos. W skrócie: nie potrafi sprzątać. Przy wielkich prośbach wyrzuci śmieci (nie zmywa, bo nie umie gotować, więc problem zapełnionego po brzegi zlewu masz z głowy). Możesz sprzątać sama, jeśli ci to nie przeszkadza, ale nie zdziw się, jeśli po prośbie o zakup papieru toaletowego zobaczysz znajomą gigantycznej wielkości rolkę z toalety z pobliskiego supermarketu (nie żartuję – to fakt!).
Oczywiście podane przeze mnie przykłady to skrajności, ale po kilku miesiącach, czasem nawet dopiero latach, coś co mogłaś do tej pory tolerować, zaczyna urastać do rangi przeszkody nie do ominięcia. Każdy ruch, każde słowo twojego ukochanego współlokatora działa na ciebie drażniąco. I wtedy przychodzi ten czas, kiedy trzeba powiedzieć: „ dość” i się wyprowadzić (lub doprowadzić do wyniesienia się sąsiada w opcji ekstremalnej). To właśnie owo „zmęczenie materiału” pokazuje nam, jakie mamy preferencje, poglądy na świat i otaczające nas społeczeństwo. Studia to najlepszy okres, żeby spotkać przeróżnych ludzi, tych mniej lub bardziej zwariowanych i poznać w ten sposób samego siebie, to co lubimy, a czego nigdy nie będziemy w stanie zaakceptować u innych.
Małgorzata Bątorek