PO: kochać, ale po naszemu
2007-11-12 14:11:28Wielu moich znajomych - w tym gejów - podskoczyło z radości, gdy okazało się, że wybory wygrała PO. Stefan Niesiołowski wszystkich tych, którzy liczyli na jakościową zmianę, sprowadził jednak szybko na ziemię. Platforma jest PiS-em bis. W kwestiach obyczajowych jest bardziej Wschodem niż Zachodem. Jeśli idzie o prawa mniejszości, 21 października nie dokonał się w Polsce żaden przełom.
- W Polsce nie ma żadnej dyskryminacji osób homoseksualnych. Twierdzenia o jej istnieniu nie mają żadnego sensu i nie są na niczym oparte. To stała taktyka tych organizacji, które okłamują społeczeństwo i próbują mu wmówić, że homoseksualiści są prześladowani. A tak naprawdę to oni domagają się dla siebie przywilejów - na przykład możliwości zawierania małżeństw homoseksualnych czy adopcji dzieci. To też sposób na reklamę i nagłaśnianie swojego stylu życia, który nie podoba się większości społeczeństwa. (8.11.2007, "Rzeczpospolita").
Takie słowa nie przeszłyby przez usta wielu skrajnie prawicowych polityków Europy Zachodniej. Ale w Polsce niewielu oburzają, mimo że wypowiada je wicemarszałek Sejmu i jeden z czołowych polityków podobno „liberalnej", „nowoczesnej" i „europejskiej" PO.
Wynurzenia Niesiołowskiego są dla gejów i lesbijek tym bardziej przykre, gdyż ze zwycięstwem PO i odsunięciem PiS-u, można było wiązać pewne nadzieje. Nie tyle na zmianę polityki, co języka. I nie chodzi tu tylko o gejów i lesbijki. Miliony młodych, wykształconych i otwartych na świat ludzi głosowało na PO, by dać wyraz swej niezgodzie na agresywny język pisowskiej ekipy i odrzucić politykę obrażania, dyskryminowania i opluwania wszystkich tych, którzy "są inni, czyli nie są z nami". Wysoka pozycja Niesiołowskiego w PO gwarantuje, że ten język i ta polityka pozostaną. Zmieniają się rządzący, homofobiczne standardy trwają - oto polska norma, bez względu na to, czy rządzą konserwatyści czy liberałowie.
Tylko czy można było tego uniknąć?
Sytuacja gejów i lesbijek była bowiem przed tymi wyborami paradoksalna. Duszna i agresywna polityka PiS-u zachęcała do mobilizacji i odsunięcia radiomaryjnych fundamentalistów od władzy. Ale kim ich zastąpić? Lewica, która zgodnie z zachodnioeuropejską tradycją, powinna bronić praw mniejszości, nie wydawała się kuszącą ofertą. I to z dwóch powodów.
Po pierwsze, ani liderzy SLD, ani Demokraci, nigdy nie traktowali gejów i lesbijek poważnie. Kiedy SLD rządziło i miało realną szansę, by coś dla paru milionów obywateli-gejów-potencjalnych wyborców zrobić, Sojusz umył ręce. Także demokraci, tak światli, tolerancyjni, nowocześni i otwarci na świat, w kwestii praw homoseksualistów zachowali daleko idącą powściągliwość. W obu partiach zwyciężył cyniczny pragmatyzm: coś tam w programie o tych gejach i lesbijkach napiszmy, coś im tam nawet obiecajmy, ale wszyscy wiemy, że to tylko słowa. Dzięki temu, że nie traktujemy ich postulatów poważnie, nie odstraszymy od siebie mniej lub bardziej homofobicznej większości. A geje i lesbijki i tak na nas zagłosują. Bo niby na kogo mogliby zagłosować - na PiS, na PO, na Samoobronę?
Ta cyniczna taktyka byłaby skuteczna, gdyby nie drugi powód. Otóż w tych wyborach nie było ważne, kto je wygra, ale to, czy PiS je przegra. Porażka partii Kaczyńskiego - oto o czym marzyły miliony niepisowskich wyborców. Żeby wygrać należało wesprzeć najsilniejszego. Najsilniejszym okazał się Tusk. Gej, który miał dosyć Rydzyka i Kaczyńskiego musiał kalkulować: albo poprę tych bardziej mi przyjaznych, ale nieszczerych i skazanych na porażkę demokratów i eseldowców (i w efekcie przyczynię się do osłabienia szans na porażkę PiS-u, bo sondaże wskazywały, że tylko Platforma ma szanse na pogrążenie „braci"), albo wesprę konserwatywną, ale jednak bardziej otwartą i nowoczesną PO, która prawa gejów i lesbijek ma co prawda głęboko w nosie, ale może przepędzić otwarcie homofobicznych pisowców. W efekcie gej ten, nawet jeśli w końcu z niesmakiem i bez przekonania głosował na LiD, wieczorem, gdy zobaczył wysoki słupek z poparciem dla Platformy, podskoczył z radości. Koniec rządów PiS-u, początek jako takiej normalności!
Ale rządy PO nie oznaczają normalności, nawet jako takiej. Pogardliwe słowa Niesiołowskiego uznać można za paplaninę agresywnego aroganta, niemającą wiele wspólnego z główną linią partii. Ale jaka jest ta linia? Otóż jej istota sprowadza się do tego, co powiedział Niesiołowski: problemu nie ma. Tyle, że dotąd linia ta wyrażana była poprzez milczenie. Niesiołowskiego należy więc za jedną rzecz pochwalić. Za szczerość.
Platforma jest partią konserwatywną, homofobiczną, a w kwestiach obyczajowych - nieliberalną. Platforma dla utrzymania władzy nie będzie ryzykować walki o prawa mniejszości, kobiet czy niewierzących. Nie będzie uprawiała jawnie homofobicznej i ksenofobicznej polityki a'la Radio Maryja, ale jej bardziej wyrafinowaną wersję, w której znajdzie się miejsce i dla agresji Niesiołowskiego i dla bardziej przyjaznej, ale też konserwatywnej, postawy Komorowskiego (- Jeśli istnieją bariery prawne, które utrudniają ludziom o odmiennej orientacji seksualnej okazywanie sobie opieki, wsparcia, dziedziczenia, to ja bym te bariery likwidował, bo w tej sprawie musi być równość. Ale nie za cenę utożsamienia par jednopłciowych i małżeństw - powiedział Komorowski; 10.11.2007, Rzeczpospolita).
Tusk po wyborczym zwycięstwie wiele mówił o miłości, zasypywaniu podziałów i wspólnocie narodowej. Dzięki Niesiołowskiemu wiemy, że w tej wspólnocie jedyną dopuszczalną miłością jest miłość heteroseksualna.
Łukasz Koterba
(lukasz.koterba@dlastudenta.pl)