Czy media w Polsce są w kryzysie?
2007-01-19 14:33:56Kilka tygodni temu słuchałam wywiadu Moniki Olejnik z Jerzym Pilchem w Radiu Zet. Dziennikarka w trakcie rozmowy zapytała wybitnego pisarza, co on - jako ateista - sądzi na temat dzikiej lustracji w Kościele. Zdziwienie Pilcha na tak postawione pytanie było ogromne.
Jest on zagorzałym, praktykującym ewangelistą i w żaden sposób nie ukrywa tego faktu, a wręcz na odwrót: mówi o tym w wielu wywiadach, pisze o tym w felietonach, jest to obecne w jego twórczości. Pilch zareagował wielkim zdziwieniem, ale nie zirytował się na źle przygotowaną do wywiadu dziennikarkę. Uświadomił ją po prostu, że jest bardzo mocno wierzącym człowiekiem, i że przed ich spotkaniem był nawet na porannej modlitwie. Monika Olejnik przyjęła tę wiadomość z typową dla siebie arogancją i zamiast przeprosin Pilch usłyszał coś w rodzaju: „Ach, myślałam, że jest pan ateistą".
To zdarzenie wywołało u mnie pewną konsternację i zachęciło mnie do refleksji na temat stanu polskiego dziennikarstwa. Zaczęłam dokładniej obserwować poszczególne media i ich reakcje na pojawiające się co chwila nowe afery.
Media oskarżają
21 października uczennica 2 klasy gimnazjum, Ania, popełniła samobójstwo. Dzień wcześniej była dręczona przez kilku kolegów z klasy. Większość mediów poinformowała społeczeństwo o udawanym gwałcie na dziewczynce i o jej samobójstwie z tego powodu. Bez żadnych śledztw, przesłuchań, wyroków media stwierdziły, że pełną odpowiedzialność za śmierć dziewczynki ponoszą uczniowie. Taka była logika rozumowania większości mediów. Społeczeństwo wyło z oburzenia. Chłopcy zostali odizolowani od siebie, umieszczono ich w schroniskach dla nieletnich. Nikt do końca nie chciał słuchać tego, co mają do powiedzenia świadkowie tamtych wydarzeń. Nikogo nie interesowało to, kto brał czynny udział w tamtych wydarzeniach, a kto próbował dziewczynce pomóc. Nikomu nie przyszło na myśl, że może coś innego przyczyniło się do śmierci Ani. W tych dniach mieliśmy do czynienia z osądzeniem bez sądu. Media dały się ponieść ogromnym emocjom, zapomniały o rzetelności i powściągliwość w opiniach. Zapomniały o ogromnym wpływie, jaki mają na społeczeństwo i o odpowiedzialności, jaka się z tym łączy.
Gdy sprawa tragicznych losów Ani ucichła, zaczęły się pojawiać nowe zeznania i nowe dowody. Informatykom udało się odzyskać film, rejestrujący wydarzenia z tamtego dnia, nagrany telefonem przez jednego z uczniów. Film, który pojawił się dopiero trzy miesiące po tragedii, może w tej sprawie bardzo wiele wyjaśnić. W sprawie, która w dniu tragedii wydała się w relacjach mediów przesądzona: gimnazjaliści rozebrali koleżankę z klasy, udawali, że ją gwałcą, klasa nie reagowała, dziewczynka, nie mogąc sobie poradzić z traumatycznymi przeżyciami, popełniła samobójstwo. Wniosek w mediach był jeden: kompletna degradacja moralna gimnazjalistów. Media w tych dramatycznych chwilach zapomniały o najważniejszej zasadzie wymiaru sprawiedliwości, że oskarżony jest niewinny póki nie udowodni mu się winy. Zapomniały o tym, że to one sterują ludzkimi emocjami i mogą kierować również ich losami, i że zbyt szybkie wyroki, brak obiektywizmu, uleganie skrajnym emocjom mogą zniszczyć życie niewinnej osobie.
Polityczne manewry
W grudniu Polską wstrząsnęła nowa afera. „Gazeta Polska" wydrukowała artykuł, w którym oskarżyła arcybiskupa Wielgusa o współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa. Na dowód tych oskarżeń nie przedstawiła żadnych dokumentów. Artykuł wywołał ogromne zamieszanie, gdyż arcybiskup był wyznaczony przez samego papież na nowego metropolitę warszawskiego. Większość mediów zareagowała na te sensacyjne informacje dość powściągliwie: nie ma żadnych dokumentów, więc arcybiskup jest niewinny. Z wyjątkiem „Dziennika", który nie powstrzymał się od ferujących wyrok komentarzy. Sprawa przeszłość arcybiskupa dość szybko się wyjaśniła. „GP" opublikowała esbeckie papiery na temat abp. Wielgusa i zdaniem wielu stawiane mu zarzuty o agenturalną działalność były prawdziwe.
Szkoda tylko, że ujawniając bardzo poważne oskarżenia, od razu ich nie uwiarygodniła. Do końca nie wiadomo, czym się kierował redaktor Tomasz Sakiewicz, podejmując taką decyzję: chęcią wywołania skandalu, dobrem Kościoła? Zachował się tak, jak nie powinien się zachować doświadczony dziennikarz. Nie można bowiem mówić: ktoś robił to i to, mam na to dowody, ale ich teraz nie pokażę. Taka postawa często spotykana jest w środowisku polityków, którzy w ten sposób chcą podkreślić, że mają nad kimś władzę, i że należy się ich bać. Niestety dziennikarze zachowują się coraz częściej tak jak politycy i w swej pracy kierują się politycznymi racjami. Zbyt wyraziste powiązania polityczne i ideologiczne, uniemożliwiające obiektywną ocenę rzeczywistości, to chyba jeden z najpoważniejszych grzechów dzisiejszych mediów.
W poszukiwaniu sensacji
Są gazety, tak zwane tabloidy, które z założenia nie dążą do poznania prawdy, ale przede wszystkim nastawiają się na wywołanie sensacji poprzez manipulowanie emocjami. Taką gazetą na polskim rynku jest „Fakt". W tym właśnie dzienniku po rezygnacji Wielgusa ze stanowiska metropolity warszawskiego na okładce został zamieszczony wizerunek arcybiskupa na tle podpisanej przez niego umowy o współpracy z SB, całość była umieszczona pod nagłówkiem: „Arcykapuś". Niedawno także zapadł wyrok w sprawie psychologa Andrzeja Samsona, oskarżonego o pedofilię. I znów w „Fakcie" ukazały się niezwykle emocjonalne komentarze w odniesieniu do skazanego: odrażający pedofil, zboczeniec. A wszystko po to, aby oburzyć czytelnika, wywołać u niego skrajne emocje.
Twórcy tabloidów wychodzą z założenia, że jeśli coś nie jest białe lub czarne, to się nie sprzeda. W tego rodzaju gazetach nie ma miejsca na przyzwoitość, powściągliwość, obiektywizm. Ważne są niebezpieczne emocje i liczba sprzedanych egzemplarzy. Niektórzy powiedzą, że przecież taka jest rola tabloidów na całym świecie, że na tego rodzaju prasę jest spore zapotrzebowanie. I ja się z tym w jakimś stopniu zgadzam, aczkolwiek zastanawia mnie pewna zależność: skoro w tabloidach umieszczane są informacje o prawdziwych ludziach, to jakaś prymarna uczciwość czy przyzwoitość nakazuje, aby były to informacje prawdziwe, a nie zniekształcone wręcz karykaturalnymi emocjami. Nie może być tak, że w tabloidach będą drukowane nieprawdziwe słowa i zdjęcia i nikt nie będzie za to ponosił odpowiedzialności. Taka bezkarność może doprowadzić do wypaczenia obrazu rzeczywistości, jaki przekazują media - te mniej i bardziej ambitne.
Dziennikarz w roli adwokata
Grzechów polskich mediów jest niestety więcej. Dziennikarzom bardzo często zdarza się zbyt osobiście podchodzić do pewnych spraw. Zapominają, że ich głównym zadaniem jest dążenie do poznania prawdy, a nie osądzanie, wygłaszanie własnych opinii. I tak na przykład dziennikarka „Gazety Wyborczej", Dominika Wielowieyska, w komentarzu zatytułowanym „Bronię Anety" wcieliła się w rolę adwokata kobiety, która stała się główną bohaterką seksafery w Samoobronie - Anety Krawczyk. I chociaż sam tekst nie jest do końca jednostronny, to przyjęcie takiej postawy dziennikarskiej z góry uniemożliwia w miarę obiektywną ocenę sytuacji, nie do końca przystoi dziennikarzowi, którego głównym celem jest dążenie do poznania prawdy, a nie ferowanie wyrokami i opiniami. Prowadzi też do zbytniej polaryzacji opinii - bo po takim komentarzu, kolega Wielowieyskiej z redakcji "Wyborczej" mógłby napisać tekst pt. "Staszek jest OK". Ale to przecież nie o to chodzi.
Na koniec warto przypomnieć, że dziennikarze to zwykli ludzie, mający lepsze i gorsze dni, i że nie można od nich wymagać pełnego obiektywizmu, gdyż jest to zupełnie nierealne. Człowiek, który chciałby być zawsze obiektywny i nieomylny, musiałaby się stać maszyną. Warto jednak wymagać od dziennikarzy, aby w swej pracy zachowywali się przyzwoicie, potrafili spojrzeć na rzeczywistość ponad podziałami politycznymi, nie dali się sterować skrajnym emocjami, nie nastawiali się na wywołanie sensacji oraz z pokorą odnosili się do własnych osiągnięć.
Monika Stefańska
(monika.stefanska@dlastudenta.pl)
Źródła:
http://fakty.interia.pl/rozrywka/media/news/arcykapus-stanislaw-wielgus,854849,994
http://e-fakt.pl
http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34474,3785406.html?nltxx=961608&nltdt=2006-12-13-02-05