"Adresacie mój..." - nowy tekst Tomasza Lisa!
2007-11-23 18:32:46Piszę już do Was drugi raz, a tak naprawdę wciąż nie wiem do kogo piszę. Niby to proste, tak, target, jak mówią teraz, jest precyzyjny. Studenci, czyli młodzi i pewnie inteligentni. Czyż nie wiem więc o swych czytelnikach więcej niż w przypadku wszelkich tekstów pisanych gdzie indziej?
Tak i nie, bo gdy ostatnimi laty jeździłem po Polsce i odwiedziłem wiele uczelni, niekiedy miałem wrażenie, że trafiam do dwóch różnych światów jednocześnie. Jedni studenci wyglądali mi na takich, co czytają „Czarodziejską górę" i Murakamiego, inni na takich, co za czytaniem nie przepadają. Jedni na takich, co nie oglądają telewizji, bo uważają jej oglądanie za stratę czasu. Inni na takich co i owszem, głównie oglądają, programy typu „Taniec z gwiazdami" czy „Jak oni śpiewają" w szczególności. Jedni na takich, co wchodzą do Internetu, by znaleźć coś w Wikipedii, inni na takich co wchodzą do sieci, by poobcować z dobrami intelektualnymi z najwyższej półki, którymi, jak wiadomo, są portale Pudelek i Kozaczek.
No zgodzicie się, że to są jednak dwa zupełnie różne światy. To przecież jasne, że ludzie są tacy i tacy, co ty gościu trujesz, powie ktoś. I będzie miał rację, ale nie do końca. Bo myślę sobie, że studenci do dwóch różnych światów należeć jednak nie powinni. W każdym razie nie powinni należeć do dwóch zupełnie różnych światów. Co z kolei wiedzie mnie do dość istotnego pytania. Cieszymy się, że liczba studiujących w Polsce w ostatnich kilkunastu latach błyskawicznie wzrosła. Świetnie. Ale czy te studia to dokładka do liceum, jakieś kursy, zajęcia, zaliczenia, a na końcu papier, że skończyła albo skończył studia, czy też to - jak być powinno - przedsionek do wejścia do narodowej elity.
To pytanie jest tym bardziej istotne, że właśnie trwa w Polsce powódź nie powodująca wprawdzie śmiertelnych ofiar, jak ta sprzed dziesięciu lat, ale powodująca całkiem wielkie spustoszenia. Zalew tandety, półinteligenckiego badziewia, prostactwa intelektualnego albo antyintelektualnego, jarmarcznej estetyki, festyniarstwa, zalew śmieci krótko mówiąc. Czy będziecie się w stanie temu oprzeć na swój własny rachunek? Czy będziecie tworzyć zaporę, by nie zalało nas wszystkich? Czy chociażby będziecie stanowić grupę, która estetyce bazaru będzie się umiała oprzeć i przechowa nie jakiś etos nawet, ale poczucie estetyki właśnie, gust przyzwoity, ton i język może nawet trochę elitarny. Tu nie idzie nawet o ocalenie polskiej inteligencji, o przechowanie etosu Żeromskiego, o jakąś służbę Polsce. Chodzi tylko, aż, o uchronienie nas przed żałosną śmiercią w otchłani tandety.
Ja tu o nic nie apeluje, o nic nie proszę, do niczego nie wzywam. Jeśli już, to co najwyżej sugeruję. Co mianowicie? Ano to, że jeśli jesteście na granicy tych dwóch światów, to żebyście przeszli jednak na stronę bardziej ambitną, tę, gdzie wymaga się od siebie i od innych, gdzie aspiracje są jak powietrze, gdzie ambicje nie sprowadzają się do kasy, gdzie intymny kontakt, oznacza kontakt z literaturą, a nie wyłącznie(choć to rzecz jasna coś ważnego, a jakże) z płcią odmienną. Zależy mi na tym, bo nie mam ochoty na starość musieć wyjeżdżać za granicę, by oddychać innym, nie w sensie atmosferycznym, powietrzem. Może truję, nie wykluczam, może zrzędzę i daję dowód, że się starzeję. Być może, ale nie ukrywam, że diabelnie mi na tym zależy. Bo lubię się chować w książkach, ale chcę, by były one dla mnie przyjemnością, a nie wyłącznie jedynym dostępnym azylem.
Tomasz Lis