Parada kościotrupów
2007-05-08 15:07:10Dziś, w dobie anorektycznego trendu, nosić rozmiar 36 to jak balansowanie na krawędzi otyłości. Jeszcze się liczysz w towarzystwie, ale nosić 38... Oj, to już nie wypada zostać przyłapaną na jedzeniu. Choćby marchewki.
Kolejna dziewczyna w sklepie pyta ekspedientkę czy są mniejsze rozmiary, wskazując na śliczne białe dżinsy trzymane w ręku. Ta kiwa przecząco głową, mówiąc: "Były, ale zeszły jak świeże bułeczki". Dziewczyna odkłada ciuszek na miejsce. Biegnę więc szybciutko do przebieralni, chwytając owe spodnie. Po drodze niemalże dostaję zawału i to nie przez nieco wygórowaną cenę, lecz przez rozmiar... 34.
Pytam sprzedawczynię, czy są wieksze numery. Patrzy na mnie z litością, po czym pokazuje inne, w rozmiarze 36/38 i dodaje: "Te będą dobre, to fason, który Panią wizualnie wyszczupli". Już wiem, jak czuje się wieloryb w akwarium dla złotych rybek... Niedługo będę musiała ubierać się w "Puszystej Pani", bo w Orsay'u czy Boutique'u przestaną produkować mój rozmiar.
Początkowo cieszyła mnie ta cała nagonka na wychudzone modelki, które od lat piją jedynie wodę, a mięso zastępują trzema kiełkami soi. Gazety zaczęły rozpisywać się o kulcie ciała, jednocześnie krytykując dominujący dziś kult kości. Pierwszy takowy artykuł czytałam z uśmiechem na twarzy. Pomyślałam wtedy: "Kobieto, o co ci tak naprawdę chodzi? Może nie masz nóg jak modelka, ale przynajmniej masz je dwie - niektórzy mają tylko jedną. Ślepa ani głucha nie jesteś, obie ręce masz, w miarę wykształcona z ciebie babka, a ten pieprzyk na lewym policzku tylko dodaje ci uroku".
Mój entuzjazm szybko jednak zniknął, a artykuły w stylu: "Krągłości są ok", "Koniec dyskontu szczupłej sylwetki" czy "Wieszaki do szafy" coraz bardziej mnie drażnią i irytują. Dlaczego? Bo to co znajduje się na następnych stronach, tuż po takim artykule, jest już aż nadto do przewidzenia - 40 kg żywej wagi, reklamującej bieliznę bodajże w rozmiarze XXXXXS. Dziewczyna ma udo jak moje ramię, a jedną pierś niewiele mniejszą od mojej głowy.
Oczy ponadto mnie już bolą od czytania głupot w stylu:
1. Mam 175 cm wzrostu i ważę 53 kg, doradźcie jak schudnąć?
Doradzić takiej to ja mogę, jak przytyć. Albo gdzie znaleźć dobrego psychologa
2. Modelka to zdrowa, normalnie odżywiająca się dziewczyna.
Ciekawe, kiedy ostatnio jadła rosół, kurczaka czy choćby kostkę czekolady? Normalne odżywianie nie polega na jedzeniu 2 listków sałaty na śniadanie. Ale ona się wcale nie głodzi. Już nie, bo żołądek skurczył się jej do wielkości orzecha włoskiego.
To jak? Ile z nas ulegać będzie jeszcze tym chorym trendom i skrupulatnie zapisywać każde winogrono włożone do ust? Tym, które zaczęły podążać tą ścieżką, życzę powodzenia i trzeźwego umysłu, aby umiały odróżnić granicę pomiędzy kobiecą sylwetką a chorobliwą chudością...
Skąd wywodzi się ta cała głupkowata moda na wystające żebra? Kto ją zaczął lansować? Projektanci? W takim razie jaki z niego projektant, skoro nie potrafi stworzyć kreacji, która będzie wyglądała dobrze na kształtnej kobiecie? Skoro ja nie jestem manekinem z wystawy sklepowej, to on niestety w dziedzinie mody jest dla mnie żadnym autorytetem.
A dlaczego niektórzy faceci ślinią się na widok chudych dziewczyn, które - aby je dostrzec - oglądać trzeba przez lupę? Bo tacy są jak psy, co wolą kości niż mięso. Takim pomacham rączką z daleka na "do widzenia"...
Jeżeli jakąś mądrą i fajną babeczkę, która zalicza się do tej grupy kobiet, co mogą pochwalić się mega super ekstra (i jakim tam jeszcze chcecie) metabolizmem uraziłam, to z góry najmocniej przepraszam. Nie o Tobie mowa w powyższym tekście.
Pora na podwieczorek.
Pozdrawiam wszystkich. Tych którzy jedzą, nie jedzą i tych co udają, że jedzą. Za wszystkich was trzymam kciuki.
Sylwia Ignaszewska
Fot. diety.zafriko.pl