Jeszcze USA czy już drugi Meksyk?
2006-10-10 12:23:27Dobrobyt rozpieścił Amerykanów. Przeciętna pensja wystarcza tu bowiem na zakup dobrego samochodu, coroczne wakacje na Hawajach i niedzielną kolacje w dobrej restauracji. Amerykańska rzeczywistość hołduje potrzebie wygody - nie trzeba wychodzić z domu, by zrobić zakupy, nie trzeba gotować, by zjeść, a samochody mają wbudowaną automatyczną skrzynię biegów. Być może właśnie to sprawia, że Amerykanie, którym od dzieciństwa wpaja się mit o potędze i sile ich kraju, popadają w pewien rodzaj samouwielbienia. Nie chcą już zmywać naczyń w restauracjach, sprzątać hotelowych pokoi i zamiatać ulic. To przecież mogą zrobić za nich emigranci.
Sen o bogactwie
W Meksyku niewyobrażalna bieda ściera się z równie niewyobrażalnym bogactwem. Ponad 90% obywateli żyje na skraju ubóstwa. Pracują już kilkuletnie dzieci, często za stawkę nie przekraczającą 1 dolara dziennie. Perspektywa 200 dolarów tygodniowo jest dla nich niczym spełnienie bajki o wielkim bogactwie.
W Stanach Zjednoczonych przebywa obecnie niemalże 10 milionów meksykańskich emigrantów. Kolejne 6 - nielegalnie. Emigracja wpisała się już zresztą na stałe w amerykańską rzeczywistość; obcy akcent nikogo tu już nie dziwi. Ale emigracja meksykańska, i to na tak wielką skalę, jest zjawiskiem zupełnie nowym; Meksykanie nie chcą stać się bowiem częścią amerykańskiego świata, lecz przenoszą tu swój własny.
Wielka emigracja
Mieszkańcy Meksyku nie mają problemu ze znalezieniem pracy w USA. Wywożą śmieci, sprzątają, myją naczynia, żyją w wynajętych za niewielkie pieniądze mieszkaniach o niskim standardzie, najczęściej z gromadką dzieci, wysyłanych oczywiście do hiszpańskojęzycznych szkół. Ponieważ większość z nich nie opanowała nawet podstawowej znajomości angielskiego, to Amerykanie zaczynają uczyć się hiszpańskiego. Meksykanie zamykają się w południowo-amerykańskim getcie językowo-kulturowym, Amerykanie zaś wcale im tego nie utrudniają. Niewykwalifikowany pracownik, który wykonuje znienawidzone przez wszystkich prace za najniższą stawkę, a jego kompetencje językowe nie pozwalają nawet na dociekanie swych praw u pracodawcy, to przecież prawdziwy skarb.
Telluride, Colorado
***
Godzina 11 rano, rodzinny obiad w hotelu. Mama zamawia dwojgu dzieci po hamburgerze (cena hamburgera w hotelu The Pekas Resort wynosi 14$). Gdy talerze zostają podane na stół, wszyscy zamykają oczy, chwytają się za ręce, a ojciec zaczyna „Let's pray to our Lord".
***
Teresa
Teresa wychowała się na przedmieściach Mexico City, w rozbitej rodzinie, w domu pozbawionym łazienki i telefonu. Każdego roku ona i kilkoro rodzeństwa musiało decydować, kto tym razem dostanie nowe buty. Pamięta, że nosiła do szkoły specjalne deski, żeby mieć na czym siedzieć i pisać, w budynku nie było bowiem ławek. Gdy padał deszcz, szkołę najczęściej zamykano, ponieważ dach przeciekał. Jej matka często nie miała pieniędzy, by kupić zeszyty, nie mówiąc już o książkach.
Zaczęła pracować, gdy miała siedem lat. Zarabiała dolara dziennie. Pewnego dnia zadzwonił do niej przyjaciel, Carlos. Był w Nowym Jorku; zarabiał 200 dolarów tygodniowo. Teresa pomyślała "Czemu by nie spróbować?". Od tego czasu minęło 5 lat. Pracowała w fabryce, na przedmieściach Nowego Jorku, prasując swetry. Za każdych 10 wyprasowanych swetrów dostawała dolara. Zarabiała mniej-więcej 200 dolarów tygodniowo, z czego więcej niż połowę wysyłała do domu. Od roku pracuje w Telluride. Sprząta. Zarabia 9 dolarów na godzinę.
Teresa nie zamierza wrócić do Meksyku. Płaci podatki. Jest świadoma, że wykonuje pracę, której żaden Amerykanin wykonywać nie chce.
Sanjuana
Sanjuana ma 67 lat, siedmioro dzieci, pracuje w hotelu The Peaks Resort w Telluride, kurorcie dla bogatych Amerykanów, którzy w zimie płacą 600$ za karnet narciarski, zaś w lecie uprawiają wysokogórską wspinaczkę. Ceny pokoi w Telluride dochodzą do 1000$ za noc.
Sanjuana przyjechała do Stanów Zjednoczonych czterdzieści lat temu. Kilkanaście lat pracowała w Kalifornii, zbierając winogrona i truskawki. Kalifornia to zresztą mekka wszystkich obywateli Meksyku. W The Peaks Resort pracowała już w pralni i w kuchni. W lutym przeniesiono ją do spa, gdzie za 10$ na godzinę układa ręczniki i szlafroki, by potem, gdy zużyją je bogaci klienci hotelu, wrzucić je do wózka i zawieźć do pralni.
Mimo, że Sanjuana mieszka w Stanach dłużej, niż mieszkała w Meksyku, nie mówi po angielsku. Opanowała wprawdzie podstawowe, niezbędne jej do pracy słownictwo (towels, robes, restock); nie potrafi jednak zbudować zdania, nie wplatając w nie hiszpańskich wyrazów. Amerykanie nazywają tę językową mieszankę Spanglish.
Sanjuana niewiele rozumie z tego, co mówi do niej jej menedżerka; nie potrafi odpowiedzieć na pytania zadawane przez klientki spa. Wszyscy przeszli już z tym do porządku dziennego, trudno bowiem spotkać Amerykanina, który chciałby pracować za 10$ na godzinę.
Rafael
Rafael przekroczył granicę Stanhów Zjednoczonycg nielegalnie; wpław. Ma około 40 lat, nie mówi po angielsku, jest analfabetą. Podobnie jak Sanjuana, pracuje w The Peaks Resort, w departamencie houskeepingu. Sprząta pokoje, łazienki, myje podłogi.
Departament housekeepingu to zresztą ewenement w skali całego hotelu. Oprócz menedżerki (Karen, doskonale zna hiszpański), nie ma tam ani jednego Amerykanina; za wyjątkiem Indian z plemienia Navahoo. Są jedynie Meksykanie i studenci z Europy Wsvhodniej, którzy przyjechali do Peaks Resort w ramach programu Work&Travel.
Juan
Juan jest grubo po czterdziestce. Pracuje jako szef kuchni w restauracji The Smugglers w Telluride. Łamanym angielskim tłumaczy, że zarabia 4000$ miesięcznie. Ma trójkę dzieci. Zdarza się, że wieczorami, po pracy, kupuje kilkadziesiąt piw i udaje się z nimi w zacisze klatki schodowej. Pali marlboro czerwone i wącha kokainę wysypaną wcześniej na klucz od mieszkania. Zasypia na ziemi niemalże pod własną wycieraczką.
***
Salinas, Kalifornia
Nadja
Nadja mieszka w USA od pięciu lat. Jest pół-Chorwatką, pół-Włoszką; oprócz włoskiego i chorwackiego zna także niemiecki, angielski i słoweński. Pracuje jako dziecięca psychoterapeutka w Salinas, 100 mil na południe od San Francisco. - Nawet nie wyobrażasz sobie, z jakimi problemami się stykam - mówi. - Ta praca mnie wykończy.
Nadja pracowała wcześniej w Chorwacji, Niemczech i we Włoszech, lecz, jak mówi, nigdzie nie spotkała się z dziećmi o tak ogromnych problemach psychicznych, jak tutaj.
- Molestowanie seksualne to dla meksykańskich dzieci chleb powszedni. Czy potrafisz sobie wyobrazić, że tu dziewczynki w szkole podstawowej rodzą dzieci swoich ojców? Nie wspominając już o narkotykach i AIDS. A jesteśmy przecież w Stanach Zjednoczonych, a nie w trzecim świecie. - Największy odsetek molestowanych seksualnie meksykańskich dzieci notuje się właśnie w Kalifornii. A najwyższy w Kalifornii - w Salinas - dodaje Nadja.
Taksówkarz
Nie ma nic gorszego w Stanach, niż europejskie przyzwyczajenia. Np. przyzwyczajenie do tego, że taksówkarz zna nazwy ulic. Taksówka jest biała i brudna. Wsiadam i wymieniam nazwę ulicy. Taksówkarz nie reaguje. Jest Meksykaninem i nie zna angielskiego. Stawka w taksometrze rośnie. Meksykanin podaje mi telefon i odzywa się po raz pierwszy: - Phone. Talk.
Kolega, z którym połączył mnie taksówkarz, zna angielski na tyle, by przetłumaczyć kierowcy, dokąd chcę jechać. Mnie jednak zastanawia jedno: kto w USA wydaje licencje taksówkarzom?
A za podróż nie zapłaciłam. Meksykanin powiedział:
- You. No money.
Stany Zjednoczone...Meksyku?
Hiszpański wkrótce stanie się drugim (jeśli nie pierwszym) obowiązującym językiem urzędowym w USA. Meksykanie mają własne kanały telewizyjne i radiowe, własne gazety, niemalże wszystkie tablice informacyjne w Kalifornii są dwujęzyczne.
Olga, Polka, która trzy lata temu wygrała na loterii w ambasadzie zieloną kartę, opowiada: - Gdy przyjechałam do Stanów, nie mogłam wydusić z siebie słowa po angielsku. Mieszkałam wtedy w Los Angeles. W każdym dużym mieście organizowane są specjalne darmowe kursy językowe dla obcokrajowców. Zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu, po trzy godziny. Zależnie od stopnia opanowania języka, uczniowie rozdzielani są do odpowiednich grup - od początkujących do zaawansowanych.
- Czy potrafisz sobie wyobrazić, że byłam na tych kursach jedyną nie-Meksykanką? I z tego, co udało mi się zauważyć, to nauczycielka bardziej chciała nauczyć się hiszpańskiego, niż Meksykanie angielskiego.
Konrad, kelner z restauracji 9545 w Telluride, mówi:
- Meksykanin, który zmywał naczynia w 9545, ciągle mówił do mnie po hiszpańsku. Gdy próbowałem mu wytłumaczyć, że po pierwsze - jesteśmy w Stanach Zjednoczonych, gdzie mówi się po angielsku, a po drugie - nie znam hiszpańskiego, stwierdził: "Najwyższy czas się nauczyć".
O tym, dlaczego Meksykanie tworzą swoje getto
Trudno tak naprawdę wskazać przyczyny tworzenia się meksykańskiego getta w Stanach Zjednoczonych. Sytuacja jest o tyle krytyczna, że we własnej sferze kulturowo-językowej zamyka się nie tylko pierwsze pokolenie emigrantów, lecz także ich dzieci i wnuki. Jednym z powodów może być bieda i brak wykształcenia .Lecz przecież emigracja na stałe wpisała się w amerykańską rzeczywistość, a szukający spełnionych marzeń biedni Azjaci, Włosi, Polacy i Rosjanie stają się jej częścią, nie odcinając się zarazem od swoich korzeni.
Meksykanie po prostu nie chcą mówić po angielsku. Przypuszczam, że są świadomi tego, że znacząco ułatwiłoby im to życie, lecz wolą pracować za najniższą godzinową stawkę. Bez możliwości awansu. Bez perspektyw. Bez większych marzeń. Bez ambicji.
Gdy na pytanie Amerykanów, jak długo jestem w USA, odpowiadałam "Trzy miesiące", pytali zdziwieni: "I w trzy miesiące nauczyłaś się tak mówić po angielsku?". Stereotyp nieznającego języka emigranta jest tu tak silnie utrwalony, że niektórym trudno uwierzyć, że można nauczyć się angielskiego, nie przebywając w anglojęzycznym kraju.
Konsekwencje amerykańskiego lenistwa
Naprawdę trudno nie zauważyć krótkowzroczności Amerykanów. Pod czuła opieką George'a Busha rośnie getto kilkunastokrotnie większe niż te w Nowym Jorku, Chicago, czy Los Angeles. I być może ten problem powinien mieć bardziej prezydent USA na uwadze, niż paranoiczne wręcz środki ostrożności na lotniskach, gdzie pasażerom zabiera się pastę do zębów w obawie, że będzie ona narzędziem zbrodni w rękach terrorystów.
Małgorzata Kaczmar
(malgorzata.kaczmar@dlastudenta.pl)