Moja Przyjaciółka wychodzi za mąż. W sumie nic w tym dziwnego. Całkiem sporej ilości kobiet się to zdarza. Prawda? Prawda. I w ogóle nie poruszyłabym tu tego tematu, gdyby nie pewien malutki aspekt tej sprawy. Reakcja mianowicie otoczenia. No, nie generalizujmy, oczywiście nie całego, ale zasadniczej większości. Tyle, że w sposób mniej lub bardziej zawoalowany. Przyjaciółka ta liczy sobie dwadzieścia wiosen. Tak 20, DWADZIEŚCIA. A Przyszły Małżonek Przyjaciółki (PMP) przeżył jak dotąd lat 21.
Druga sprawa: Przyjaciółka spodziewa się dziecka. No i od razu... „No tak, sami sobie winni…”, „No wpadli, to teraz płacić trzeba”, „Taka młoda i już życie zmarnowane..”, „Na pewno studia rzuci..’, „To teraz MUSZĄ się żenić, nie?”, „Ciekawe kiedy ją zostawi.. i to z brzuchem..” Matko moja!!! Może mi ktoś wyjaśni, bo ja czegoś tu nie rozumiem.. Czy w wieku dwudziestu lat trzeba być pozbawionym odpowiedzialności gówniarzem? Czy naprawdę nic nie wie się o życiu? Czy ślub jest koniecznością? (No tak, przecież w ciąży jest!!)
Z moich obserwacji jednak wynika coś innego. Otóż, Proszę Państwa MOŻNA być niesamowicie szczęśliwą parą. Przyjaciółka, a także PMP są jednymi z najszczęśliwszych ludzi, jakich spotkałam. Mimo wszystkich problemów, bo nikt nie powiedział, że będzie łatwo, różowo i cukierkowo. A ich potomek jest najbardziej kochanym i wyczekiwanym dzieckiem, jakie przyjdzie na świat w tym stuleciu. Nie ‘wpadą’, tylko kochanym maleństwem.
Nie potrafię pojąć, mimo wysilania całej mojej wybujałej wyobraźni, dlaczego ludzie wkoło (całe szczęście nie Ci najbliżsi Przyjaciółce i PMP) w tak stereotypowy sposób postrzegają całą sytuację. Że niby ciąża ich zmusiła do ślubu? Sama Przyjaciółka skwitowała to głupie stwierdzenie jednym celnym zdaniem: „Ciąża to tylko przyspieszenie terminu”. O rzucaniu studiów, albo nawet zawieszaniu też nie ma mowy. W końcu zajęcia są elastyczne, a ciotek i babć nie brakuje. (Ja sama przeszłam już do porządku dziennego nad, przyznaję z początku dość abstrakcyjną myślą o przemieszczaniu się 200 kilometrów w celu niańczenia siostrzeńca)
Ktoś powie, że teraz to łatwo sobie mówić, wymyślać, ale jak się Potomek pojawi, to dopiero się zacznie... I wtedy zobaczymy, czy studia nie odejdą w siną dal.. Mam jedno 'ale' Moi Mili Państwo... Dawno, dawno temu, gdy jeszcze pobierałam nauki w szkole średniego stopnia, na własne me oczy widziałam sytuację, kiedy to pewna znajoma czwartą klasę przechodziła w ciąży, także nie mogąc opędzić się od 'życzliwych' słów serwowanych jej przez stateczne matrony, wścibskich spojrzeń i szeptów za plecami.
Kobieta ta jednak silna niezwykle nic sobie z tego nie robiła. Powiła śliczne dziecię, zdała pięknie maturę, a na rozdanie świadectw przyniosła swą córkę, która stała się pupilką wychowawczyni. I co? I dało radę ze wszystkim. Wspomniana znajoma w dniu dzisiejszym jest szczęśliwą matką, żoną i studentką. I udaje się pogodzić wszystko, bez szkody dla żadnej ze stron. Może by tak wobec tego zmienić troszkę poglądy na temat młodych małżeństw oraz młodych matek? Jasne, że nie dotyczy to wszystkich..
Zawsze będą nieodpowiedzialne osoby absolutnie niezdolne psychicznie do posiadania dziecka, a jednak spodziewające się potomstwa. I zawsze będą małżeństwa z przypadku, „żeby wstydu przed ludźmi nie było”. Fakt, język ludzki może zadawać najbardziej dotkliwe rany. Ale czy dziecko urodzone w małżeństwie, które nie ma ze sobą o czym rozmawiać, w którym nie ma uczuć, będzie szczęśliwsze niż panieńskie?
Jaki z tego całego wywodu wniosek? Bardzo prosty. Nie myślmy stereotypowo. A drugi jest jeszcze prostszy. Nie wszyscy młodzi ludzie są głupi i nieodpowiedzialni. Zdarzają się jednostki zaprzeczające stereotypom… Na przykład szczęśliwe małżeństwa. I ich dzieci.
Marta Mielczarek (marta.mielczarek@dlastudenta.pl)
|