Striptizerka to nie prostytutka
2010-08-18 10:02:42Obskurny, zadymiony klub przy autostradzie. W środku pełno napalonych kierowców ciężarówek. Piękne kobiety, które po skończonym numerze oddają się klientom za pieniądze. Oczywiście jest i szef. Gruby, zaniedbany mężczyzna w czarnych okularach, z tanim cygarem w ustach. Taki jest obraz klubu ze striptizem kreowany przez amerykańskie filmy. A jaka jest prawda?
Wchodzę do wrocławskiego klubu gogo. Trudno dostrzec różnicę między klubem ze striptizem a zwykłym klubem muzycznym, No, może poza rurami do tańca. Spotykam Nikę, jedną z tancerek pracujących w klubie. Nika jest wice-mistrzynią Polski w fitnessie sportowym.
Ł.B: W Polsce panuje stereotyp mówiący, że striptizerka jest jednocześnie prostytutką. Jak jest naprawdę?
N: To są dwie zupełnie odmienne branże. Często spotykam się w rozmowach z gośćmi z taką właśnie opinią. Krótka rozmowa wystarczy jednak, żeby goście sami zweryfikowali swoje stereotypy. Zwykle okazuje się, że tak naprawdę nigdy w życiu nie byli w takim klubie.
Ł.B: Czy spotkała się Pani z propozycją seksu za pieniądze?
N: Takie propozycje zdarzają się nie raz. Wystarczy chwila rozmowy z gościem, żeby przekonać go, że jeżeli ma ochotę na płatny seks, może iść do agencji towarzyskiej. Natomiast w klubie gogo chodzi o to, żeby nacieszyć się pięknem kobiecego ciała.
Ł.B: Czy Pani rodzina oraz znajomi wiedzą o pani pracy? Jak zareagowali na decyzje o wyborze tego specyficznego zawodu?
N: Znajomi jak najbardziej. Natomiast rodzina wie tylko częściowo. Jest to moja najbliższa rodzina, która jest zorientowana w tym, co robię i wychodzą z założenia, że jestem dorosła i do mnie należy decyzja o wyborze pracy. Wiedzą też, że nie jest to zajęcie na stałe. Mam zamiar pracować w zawodzie, którego się uczę.
Ł.B: A na jakim kierunku Pani się uczy?
N: Studiuję pedagogikę.
Miałem szansę oglądać taniec Niki. Urzekła mnie swoim wdziękiem, naturalną urodą, a także profesjonalizmem. Jej pokaz trwający kilka minut był małym taneczno-muzycznym dziełem sztuki, który niczym nie ustępuje znanym, klasycznym formom tanecznym.
Moim kolejnym rozmówcą jest Pan Janusz – prezes spółki zarządzającej wrocławskim klubem gogo.
Ł.B: Panie Januszu, czy spotkał się Pan z oskarżeniami, że prowadzicie Państwo agencję towarzyską?
J.J: Z oficjalnymi oskarżeniami nie, natomiast z plotkami owszem. Również w rozmowach z ludźmi, którzy nie wiedzą, na czym zabawa w tym klubie polega.
Ł.B: Czego szukają klienci odwiedzający Wasz klub?
J.J: W większości są to ludzie zmęczeni biznesowym, szybkim trybem życia, którzy prowadzą interesy często kończące się późnym wieczorem. Przychodzą, żeby się wyluzować, wypić drinka, podziwiać tańczące dziewczyny.
Ł.B: Czym charakteryzuje się ta branża?
J.J: Jest to branża, która powoli zmienia się w dyscyplinę fitness i sportu. To coś w rodzaju jazdy figurowej na lodzie. W tańcu na rurze również są określone figury, których trzeba się nauczyć. Z tych figur komponuje się układy taneczno-gimnastyczne. Odbywają się mistrzostwa poszczególnych krajów, Europy, również mistrzostwa świata. W Stanach Zjednoczonych zaczyna być modny taniec na rurze w odmianie fitnessowej dla panów.
Ł.B: Polacy w większości są tradycjonalistami. Uważa Pan, że taka forma tańca ma szanse przyjąć się w naszym kraju?
J.J: Pomimo takiej gorącej pogody i okresu wakacyjnego mamy nawał pań chętnych do nauki pole dance. Takich szkół w Polsce dosłownie kilka. W Warszawie, w Katowicach, w Poznaniu, i jedna we Wrocławiu, właśnie założona prowadzona przez naszą spółkę. Niektóre klasyczne szkoły tańca próbują wprowadzić pole dance do swojej oferty. Natomiast nie wychodzi im to gdyż nie ma instruktorów.
Ł.B: Czy wśród gości klubu zdarzają się małżeństwa?
J.J: Oczywiście. Odwiedzają nas małżeństwa, pary. Przychodzą również panie, pojedynczo, po dwie, po trzy. To nie jest lokal tylko dla panów.
Ł.B: Skąd według Pana wziął się stereotyp tancerki-prostytutki?
J.J: Parę lat temu, gdyby pojechał pan do Warszawy i stanął pod hotelem samochodem na wrocławskich numerach, to po dwóch godzinach miałby Pan za wycieraczkami plik ulotek agencji towarzyskich, na których widniało zdjęcie dziewczyny tańczącej na rurce. Stad się to wzięło.
Na końcu rozmawiam z Dawidem, stałym bywalcem klubu. - Taniec na rurze to taka sama praca jak taniec towarzyski czy występ w Tańcu z Gwiazdami. Znam pracujące tu dziewczyny. Nie oddają się one facetom za pieniądze. Jedyne co robią, to właśnie tańczą. Mogę z nimi porozmawiać i zwierzyć się. A po wyjściu z klubu mam dobry humor – podsumowuje.
Łukasz Bugajski
(lukasz.bugajski@dlastudenta.pl)