Roman Giertych i zabawy z historią
2006-06-28 14:50:35Roman Giertych od początku piastowania stanowiska ministra edukacji spotyka się z gorącymi protestami społecznymi. Kilkakrotnie już przeciwko Giertychowi odbywały się manifestacje studentów i młodzieży licealnej, swój sprzeciw wobec obecnego szefa polskiej edukacji wyrazili też nauczyciele. Sam Giertych wydaje się jednak niezbyt przejmować postulatami swoich adwersarzy.
Historia widziana okiem Giertycha
Postawę Giertycha można oceniać różnie. Jego zwolennicy pewnie przyklasną jego metodom jako twardym i słusznym wobec postulatów rozbrykanej, rozgadanej i rojącej sobie coś o demokratycznych zasadach młodzieży. Przeciwnicy zaś powiedzą, że działania ministra to jawne łamanie zasad demokracji (kto widział, by w dojrzałym państwie demokratycznym minister, którego odwołania domaga się już 200 tys. ludzi - tyle podpisało się pod wnioskiem o jego dymisję - i którego osoba budzi ciągłe protesty, nadal był na swoim stanowisku?), próbę narzucenia szkołom jedynie słusznej, nasyconej narodowo-katolicką symboliką i wpajającą nienawiść do wszystkiego, co niepolskie, ideologii. On sam widać niezbyt się przejmuje protestami, sypiąc kontrowersyjnymi pomysłami jak z rękawa.
Ostatnim pomysłem ministra Giertycha jest zwiększenie ram czasowych dla historii w szkołach o jedną godzinę, podzielenie nauczania historii w liceach na historię powszechną oraz historię Polski. W ramach zajęć z dziejów Polski będzie wdrażany materiał z osławionego już „wychowania patriotycznego", likwidacji natomiast ulegną zajęcia z wiedzy o społeczeństwie. Projekt ten spotkał się już z akceptacją prezydenta Lecha Kaczyńskiego i można się spodziewać, że prace legislacyjne w tej materii ruszą pełną parą.
Temu postulatowi ministra edukacji warto poświęcić chwilę uwagi. Skupmy się najpierw na argumentach Giertycha za wprowadzeniem takiego podziału. Mówi on mianowicie, iż taki system nauczania historii jest stosowany na poziomie akademickim i jakoś nikt nie wnosi przez to sprzeciwu. Tyle że warto zwrócić uwagę na fakt, że każdy student po nauce w liceum ogólnokształcącym zyskał pewną całościową wiedzę na temat historii, zarówno Polski, jak i tej powszechnej i jest świadom, iż wiele faktów z dziejów Polski jest nierozerwalnie połączonych z wydarzeniami w Europie. Na wyższych studiach więc, posiadając niezbędną wiedzę, można pozwolić sobie na oddzielenie historii Polski od dziejów powszechnych. Argumenty Giertycha wydają się więc być nietrafione.
Pomysł ministra edukacji doskonale wpisuje się w ideologię obecnej władzy w Polsce, natomiast moim zdaniem jest bardzo szkodliwy, a wprowadzony w życie przyniesie sporo szkód. Dlaczego? Polska bowiem, czy się to komuś podoba czy też nie, leży w Europie. Póki nikt nie wymyśli, jak wyekspediować grunty z jednego kontynentu na drugi, będziemy częścią Starego Kontynentu. Jak więc uczyć historii Polski bez odniesienia do kontekstu ogólnoeuropejskiego? Jak np. prowadzić zajęcia dotyczące rozbiorów Polski? Albo lekcje na temat tego, co działo się z Polską do 1918 roku, kiedy to państwo polskie odzyskało niepodległość? Jak przedstawić rozwój gospodarczy na ziemiach polskich w okresie XIX- wiecznej rewolucji przemysłowej? Może i jest to wykonalne, przede wszystkim rodzi jednak ogromne pole do nadużyć na tle historycznym. Oddzielając dzieje Polski od kontekstu całej Europy, będzie można kreować wizję dziejów Polski jako kraju wiecznie walczącego o „wolność naszą i waszą", wiecznie zdradzanego przez sojuszników (wiadomo, wrzesień 1939, powstanie warszawskie, potem Jałta...) „Chrystusa narodów", który nigdy się nie poddaje, pomaga wszystkim, jak może, a i tak traci. Poza tym, oddzielenie nauczania dziejów Polski od dziejów Europy i świata jest pewną ideologiczną sugestią - Polska nie jako CZŁONEK europejskiej rodziny, ale jako SAMOTNA WYSPA, otoczona innymi SAMOTNYMI WYSPAMI, z których każda dba wyłącznie o własne interesy i rozpycha się na mapie Europy. Nie trzeba dodawać, iż taki pogląd w XXI wieku jest skrajnie anachroniczny...
Propozycja nie na XXI wiek
Antonio Gramsci (notabene myśliciel kojarzony z lewicą) powiedział kiedyś, że hegemonia kulturowa ma pierwszeństwo nad hegemonią polityczną. Trzeba przyznać, że politycy sprawujący obecnie władzę w Polsce wzięli sobie te słowa mocno do serca. Jednym z elementów zdobycia hegemonii kulturowej w Polsce ma być prowadzenie przez państwo polityki historycznej. Polityka ta ma kłaść akcenty w sposób odpowiadający ideologii rządzących (Można się tylko domyślać, że Niemcy i Rosja nie mają co liczyć na sympatię), uwypuklając odpowiednie wydarzenia z dziejów Polski, przypominać krzywdy i wskazywać wrogów, tworzyć spójną podbudowę pamięci zbiorowej Polaków.
W ten kontekst doskonale wpisuje się najnowsza propozycja ministra Giertycha. Modyfikacja sposobu nauczania historii i odpowiednie rozłożenie akcentów w treści programów do nauczania o przeszłości pozwoli uzyskać zamierzone efekty wśród najmłodszego pokolenia. W ten sposób zamiast uczyć młodzież otwartego stosunku do Europy, uświadamiać jej, że Europa to nasz wspólny dom - będzie prawdopodobnie kultywowana wizja Polski jako kraju będącego częścią Europy jedynie geograficznie, będącego jednym z wielu europejskich państw, które musi rozpychać się łokciami, by zyskać coś dla siebie. Zamiast budzić do Europy zaufanie - będzie można pokazywać, jak to Polska przez wieki wycierpiała tyle ze strony zdradzieckich sojuszników, niczego nie otrzymując w zamian.
Także postulat likwidacji wiedzy o społeczeństwie jest symptomatyczny. W społeczeństwie żyją bowiem świadomi swoich praw obywatele i wyrabianiu świadomości tego faktu miał służyć ten przedmiot. Obecni rządzący pokazali zaś już wielokrotnie, że „obywatelskość" to pojęcie niezbyt bliskie ich sercom. W ich mniemaniu, obowiązkiem jednostki jest przede wszystkim bycie „dobrym synem / dobrą córką narodu", a że naród jest jedną wielką rodziną (a przecież każda rodzina ma swoją głowę), to należy zwracać uwagę przede wszystkim na szacunek dla państwa i jego przywódców oraz przedkładać własne obowiązki wobec wspólnoty nad swoje prawa. Sam Jarosław Kaczyński powiedział przecież niedawno, że idea zbudowania w Polsce po 1989 r. społeczeństwa obywatelskiego była zupełnie sprzeczna z polską tradycją i nie pasująca do realiów naszego kraju. Nie ma się więc co dziwić, iż wiedza o społeczeństwie ma zniknąć z planów lekcji.
Tymczasem polska szkoła i polska młodzież potrzebuje zupełnie czego innego. Realia współczesnego świata są nieubłagane. Owszem, każde państwo musi z równą starannością dbać o swoje interesy. Ale walka na łokcie jest niedopuszczalną metodą. W świecie połączonym mocnymi więzami globalizacji, w świecie, w którym państwa są skazane na kooperację i zacieśnianie więzów, w dobie otwartych granic i multikulturalizmu, nie da się liczyć na świetlaną przyszłość ucząc młodzież nieufności do otaczającej ją rzeczywistości, kultywując zardzewiałe narodowe stereotypy i karmiąc ją anachroniczną wizją patriotyzmu. A do tego moim zdaniem zmierza propozycja Romana Giertycha.
Każdy kij ma dwa końce
Co smutniejsze, okazuje się, iż obietnice Giertycha, że nie będzie wprowadzał do szkół ideologii nawet odrobinę zbliżonej do jego skrajnie narodowych poglądów, były tylko obietnicami. Roman Giertych jest bowiem zbyt inteligentnym politykiem, by ideologię, w którą wierzy, wprowadzać wprost, z wielką pompą, przez główne bramy polskich szkół. Nie może zapowiedzieć wprost: szkoła będzie uczyć i wychowywać w duchu wszechpolskim, bo uważam to za słuszne.
Wie, iż to dopiero wywołałoby protesty, które z pewnością zmiotłyby go z fotela ministra edukacji.
Jednak rozdzielenie nauczania historii Polski i historii powszechnej to już kolejny z pomysłów ministra, który nosi znamiona ideologizacji polskiej szkoły. Najpierw Giertych zaproponował, że ministerstwo obejmie refundacją podręczniki szkolne. Obwarował tą propozycję warunkiem, iż sam MEN stworzy listę książek objętych zwrotem kosztów. Czyli może zdarzyć się tak, że podręczniki kreujące wizję świata bliską Romanowi Giertychowi będą refundowane, a te, które nie będą mu odpowiadać, będą pełnopłatne.
Kolejną - w moim przekonaniu ideologiczną - decyzją Giertcha była rezygnacja z pomysłu (forsowanego przez sam PiS, które przecież wciągnęło Giertycha do rządu!) posyłania pięcioletnich dzieci do „zerówek". Giertych argumentował, że dla dzieci w tym wieku najważniejsze jest, by przebywały z matkami w domu, a nie w szkole. Tym samym minister Giertych zupełnie zbagatelizował fakt, że polskie dzieci zaczynają regularną edukację najpóźniej w Europie...
Decyzja o zwolnieniu dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, Mirosława Sielatyckiego, który ośmielił się wydać podręcznik Rady Europy o prawach człowieka (znalazł się w nim 4-stronicowy konspekt zajęć szkolnych o prawach gejów) w świetle powyższych słów wydaje się być tylko drobnostką.
Jednak każdy kij ma dwa końce. Spontaniczne protesty wśród młodzieży są mocnym sygnałem, że o przyszłość społeczeństwa obywatelskiego w Polsce nie należy się bać. Jak pokazały ostatnie protesty wobec ministra Giertycha, jest wielu młodych ludzi, którym „nie jest wszystko jedno" i którzy nie boją się sprzeciwić władzy. To dobrze rokuje na przyszłość polskiej demokracji. Parafrazując słowa Marka Twaina, pogłoski o śmierci demokracji w Polsce są mocno przesadzone. Można bowiem mieć pewność, że każde działanie władzy na rzecz nadmiernej centralizacji państwa, odebrania kompetencji samorządom czy ideologizacji życia publicznego w sposób jawnie sprzeczny z wolą większości, spotka się z protestem.
Minister Giertych, mimo swoich jawnie antydemokratycznych poglądów, robi demokracji w Polsce wielką przysługę. Grożąc polskiej szkole wprowadzeniem doń ideologii wszechpolaków, jednocześnie zadaje wielu ludziom do odrobienia „lekcje z reguł demokracji". I trzeba przyznać, że zwłaszcza młodzież przykłada się do zaliczenia tego zadania wyjątkowo pilnie, zrzeszając się w antygiertychowskie ruchy i organizując manifestacje przeciwko ministrowi edukacji. Taka szkoła demokracji będzie dla Polski tylko z pożytkiem.
Neil Postman, a' propos historii właśnie, pisał tak: „Nie istnieje ostateczna historia jakiejkolwiek rzeczywistości; są tylko historie, wytwory człowieka, które nie dają nam jednej odpowiedzi, lecz różnorakie odpowiedzi sprowokowane postawionymi pytaniami."
Te słowa warto zadedykować Romanowi Giertychowi. Manipulowanie nauczaniem historii prędzej czy później bowiem kończy się tym, że ten, kto próbuje majstrować w wiedzy o dziejach, chcąc uzyskać dla siebie polityczne korzyści, kończy w niesławie. Na śmietniku historii właśnie.
Łukasz Maślanka (lukasz.maslanka@dlastudenta.pl)
- Neil Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2004