Reklamy są wszędzie...Rzecz o product placement
2006-10-16 22:56:44Kupowanie to jedno z ulubionych zajęć ludzi na całym globie. Przeprowadzone niedawno w RPA badania wykazały, że blisko 50% kobiet woli zakupy od seksu (dla wyjaśnienia dodam, że jedynie 26% przedstawicielek płci pięknej stwierdziło, że jest odwrotnie). Zresztą, nie tylko panie uwielbiają zakupy. Mężczyźni, choć niechętnie się do tego przyznają, też kupują. Może nie tak często jak kobiety, ale zwykle zostawiają w sklepach większe sumy. Nic więc dziwnego, że od lat między firmami trwa bezpardonowa walka o klienta.
Mieć komórkę jak Neo!
Jednym ze sposobów na zwiększenie sprzedaży jest product placement, czyli umieszczanie reklamowanych towarów w środkach przekazu (najczęściej w filmach). Product placement działa głównie na podświadomość. Dlatego przed laty potencjalny pan Smith wybierając się do kina na przykład na Matrixa, nawet nie zwrócił uwagi, że bohaterowie korzystają wyłącznie z telefonów jednej marki (w wyżej wymienionym przypadku była to Nokia). Po seansie zadziałała podświadomość pana Smitha, który nagle uzmysłowił sobie, że bardzo chciałby kupić właśnie taki telefon.
Product placement rozpanoszył się na dobre również w naszym rodzimym kinie. Niestety, najczęściej polscy reklamodawcy nie znają umiaru i dlatego nieszczęśni bohaterowie produkcji made in Poland muszą spędzać na przykład pół filmu w fast foodzie lub przy barze, notorycznie żłopiąc piwo jednej marki.
Absolutny przystojniak w wielkim mieście, czyli o reklamie, której nie było
Swój własny sposób na product placement znalazł producent Absolutu. Firma podpisała kontrakt z twórcami serialu Seks w wielkim mieście, dzięki któremu powstał nietypowy odcinek z butelką wódki w roli głównej. Jak to możliwe? Zaraz wszystko stanie się jasne, wystarczy pokrótce streścić fabułę filmu: Jedna z bohaterek załatwia swojemu kochankowi intratny kontrakt na udział w reklamie. W ten sposób na potrzeby serialu powstaje fikcyjny, ale dość wyzywający plakat reklamowy z nagim mężczyzną i butelką Absolutu, która... skrzętnie zasłania mu to, co ze względu na obyczajność zasłaniać musi. W filmie śmiały plakat okazuje się wielkim komercyjnym sukcesem i staje się tłem akcji, „zdobiąc" bilbordy w Nowym Jorku, a bohaterki świętują sukces, racząc się drinkami o wdzięcznej nazwie Absolut Hunk. W rzeczywistości filmowe plakaty nigdy nie pojawiły się na ulicy (były zbyt odważne). Ale dla producentów Absolutu ten fakt nie miał większego znaczenia, bo udało im się osiągnąć cel. Wspomniany odcinek obejrzała rekordowa liczba widzów, a obroty firmy znacznie wzrosły.
Reklama, gry i teatr
Spece od reklamy są gotowi na wszystko, żeby sprzedać produkt. Niedawno udało im się zrobić coś na miarę słynnej mission impossible. Dotarli do osoi kultury i sztuki przez duże SZ, którą jest teatr. Na amerykańskich scenach coraz częściej przed przedstawieniami odgrywane są krótkie scenki, które mają przybliżyć widzom jakiś produkt. Na razie opinie o tej formie promocji nie są najlepsze. Wielbiciele dramatu nie potrafią chyba do końca pogodzić się z faktem, że marketing zaczyna pozyskiwać dla siebie również teatralne deski.
Reklamie nie mogą się oprzeć nie tylko tradycyjne, ale i bardzo nowoczesne środki przekazu. Kiedy tylko spopularyzował się internet, powstały wirtualne banery reklamowe i elektroniczny marketing wirusowy, dzięki któremu nasze skrzynki z e-mailami atakuje codziennie ogromna porcja spamu. Jeszcze do niedawna wirtualną oazą spokoju były gry komputerowe, w których reklamy pojawiały się raczej sporadycznie. Dziś to się zmienia w ciągu zaledwie kilku lat narodziła się nowa odmiana product placement, czyli tzw. in-game advertising. Potencjał tego rynku wykorzystuje już m.in. Coca-Cola, której reklamy pojawiają się w różnych grach wideo. Ostatnio firma zrobiła kolwejny krok w stronę nałogowych graczy i z myślą o nich stworzyła specjany spot reklamowy, którego akcja toczy się w okrutnym świecie GTA* (Spot można obejrzeć na stronie: http://youtube.com/watch?v=btDmcsP2r4A).
Graficznie reklamówka do złudzenia przypomina grę, jednak to, co się w niej dzieje, bynajmniej typowe dla GTA nie jest. Za sprawa wypitej przez bohatera Coca-Coli brutalna fabuła zmienia się w zaskakującą, bo sielsko-anielską historyjkę, która doskonale wpisuje się w obecną kampanię medialną firmy eksponującą przede wszystkim miłość i radość życia.
Dowcip na zakończenie
Do papieża z interesującą propozycją przyszła delegacja koncernu Coca-Cola: - Damy 10 milionów dolarów na kościół, ale prosimy, aby w modlitwie "Ojcze Nasz" po słowach "...chleba naszego powszedniego..." dodać: "i Coca-Coli". - Nie, panowie - odparł papież. - To jest niemożliwe. Za tydzień delegacja znów puka do drzwi Watykanu, tym razem oferując 100 milionów. Papież jednak nadal twierdzi, że to niemożliwe. Producenci wychodzą, kiwając głowami: - Kurcze, to ile musieli dać piekarze?
Pomysł umieszczenia reklamy w modlitwie jest (wciąż jeszcze) wyjątkowo osobliwy. Przytoczony powyżej dowcip dowodzi jednak, że specjaliści od marketingu nie cofną się przed niczym, żeby sprzedać swój produkt. Dlatego z pewnością wkrótce znów nas zaskoczą. Pozostaje tylko czekać, wytężać słuch i mieć oczy szeroko otwarte.
Monika Szafrańska
(monika.szafranska@dlastudenta.pl)
Konsultacje i pomoc: Aleksandra Szafrańska
Źródła:
www.marketing-news.pl/
www.ez-entertainment.net/
Fotografia nr 1 jest fotomontażem z gry komputerowej The Sims (wydanej przez Electronic Arts), natomiast fotografia nr 2 pochodzi z gry GTA: San Andreas (wydanej przez Rockstar Games).