Przez dziurkę od klucza - wybory na Ukrainie 2006
2006-04-23 00:00:00
„Dlaczego jedziecie na Ukrainę? Czemu poświęcacie święta dla Pomarańczowej Rewolucji?” – pyta dziennikarz 24 grudnia 2004 r., wychylających się z pociągu studentów. „Nasi rodzice mieli wydarzenia lat 70, mieli stan wojenny, wydarzenia ’89 i początku lat 90-tych. Teraz my możemy zapisać naszą kartę w historii, wspomagając rodzenie się demokracji na Ukrainie” – odpowiadam. Pociąg rusza. Na peronie został chłopak, machający mi pomarańczowa wstążką. Tak było rok temu. Jechaliśmy na powtórzoną drugą turę wyborów prezydenckich. A teraz...
|
Wybory W dniu wyborów, z rana, zostaliśmy zaprowadzeni do sztabu jednej z partii – partii PORA (uczestnik Pomarańczowej Rewolucji)– mieszczącego się w Teatrze Lalek. Tam podzieleni zostaliśmy na pary, w których mieliśmy pracować. Moim partnerem został Piotrek – student informatyki na Politechnice Wrocławskiej, Ukrainiec. Chwilę po podziale przejął nas Jura – członek partii, który od tej pory miał być naszym przewodnikiem. Plan był taki: odwiedzamy 5 lokali wyborczych, badamy ogólną sytuację, a następnie wybieramy najbardziej podejrzaną komisję i tam zostajemy. Po Lwowie poruszamy się samochodem. Zostały nam jeszcze 2 komisje... Popsuł się nam samochód. Przerywamy naszą obserwację. Jura prowadzi nas z powrotem do Teatru Lalek. Tu spotykamy część naszej wrocławskiej ekipy. Marcin z Bogdanem właśnie wrócili z więzienia. W tym miejscu też głosowano. Każdy wyborca otrzymał karty do głosowania i mógł oddać głos na swoich faworytów. Zachowane były wszelkie środki ostrożności. |
Zamieniamy kilka słów, po czym trafiamy w ręce Miszy – jednego z kandydatów partii PORA do Rady Miasta. Misza zabiera Piotrka i mnie – objeżdżamy trzynaście komisji w jego obwodzie. Na każdym kroku widać rzesze ludzi czekających w kolejkach. Są młodzi i starzy. Szczególnie Ci ostatni wnikliwie czytali długie płachty kart. Niemal jakby z namaszczeniem napawali się możliwością wyboru. W większości lokali jesteśmy pierwszymi obserwatorami spoza Ukrainy. Z reguły członkowie komisji odnoszą się do nas sympatycznie. Wracamy do Teatru. Obserwatorów z naszej misji jest tam coraz więcej. Wymieniamy się uwagami, rozmawiamy, śmiejemy się. Panuje luźna atmosfera.
|
Pidbircii Podchodzi do nas Jarosław – młody ukraiński prawnik, dziennikarz zaangażowany w działalność PORA. Pyta się nas, czy chcemy jechać pod Lwów, w ciekawe miejsce. Wymiana spojrzeń – i bez wahania odpowiadamy „tak”. Po chwili małymi uliczkami wyjeżdżamy z Lwowa. Po drodze widać, jak na słupach ogłoszeniowych i latarniach wiszą plakaty łamiące cisze wyborczą. Niektóre są ściągane przez mieszkańców. Dojeżdżamy do małego budynku, który przypomina kościół. Ludzie stoją i rozmawiają – widok jak po niedzielnej mszy. To nasza komisja – nr 85. Tu zostaniemy. Na wprost wejścia stoją cztery urny, po lewej stronie kabiny do głosowania. Po prawe z kolei ciąg stolików z kartami i członkami komisji. Ludzie tłoczą się w kolejkach. |
Pomarańczowy konflikt Patrzymy i notujemy. Wdajemy się w rozmowy z innymi obserwatorami z Ukrainy, z członkami komisji. Jedni chętnie odpowiadają na pytania, tłumaczą niejasne dla nas kwestie, drudzy traktują nas obojętnie, czasem przesyłają nieprzyjazne spojrzenia. Komisja jak każda – a jednak... Toczy się tu spór między kandydatami na burmistrzów. Obaj panowie z formacji wspierających Pomarańczowa Rewolucję. Obaj miejscowi oligarchowie. Jeden to obecny burmistrz, drugi – poważany biznesmen. Przed wyborami prowadzili kampanię podjazdową i korupcyjną. Za głosowanie na swoja osobę płacili mieszkańcom po 10 – 20 hrywien. Mamy więc dwa zwalczające się obozy. Dodatkowego szumu robią sami ukraińscy obserwatorzy – z obozu pomarańczowego i Janukowycza. Cały czas węszą, spiskują, natrętnie patrzą się na ręce komisji, szukają fałszerstw. Pojawiły się skargi na przewodniczącą komisji i na obserwatorów ukraińskich. A my... stajemy się ciałem konsultanckim pani przewodniczącej. A potem zaczyna nam opowiadać o swoich wyprawach do Polski. W momencie liczenia zaprowadzamy porządek, zwracając uwagę na niestosowne zachowanie obserwatorów z Partii Regionów.
|
Liczenie Komisja została zamknięta o 22:15. Sugerując się poprzednimi wyborami, założyliśmy, że prace skończymy ok. 3-4 w nocy. Nic bardziej mylnego... Minęła 5:00. Liczenie nawet się nie rozpoczęło. Cały czas trwa składanie zużytych i niewykorzystanych talonów, układanie niewykorzystanych kart. Członkowie komisji chodzą po lokalu, jedzą, pija, plotkują. Jakby nigdzie im się nie spieszyło, jakby nie byli zmęczeni. Nadchodzi 8 rano i w końcu zaczyna się liczenie. Na stół wysypane zostają karty z urn – najpierw rozkładanie kolorami. Dopiero teraz można liczyć. Najpierw karty fioletowe – do parlamentu. Tę część liczenia skończyliśmy o 11. Zostały jeszcze cztery rodzaje kart. O 14:00 mamy pociąg do Polski. Konsternacja – telefon do koordynatora naszej misji. „Dopiero skończyliście liczyć pierwszą partię?! Wracajcie – mamy zbiórkę o 12:30”. Z Jarosławem rozstajemy się na Placu Swobody we Lwowie. Wymieniamy się mailami, po czym ja i Piotr idziemy do swoich hoteli. Mam pół godziny, by spakować się, wziąć prysznic i się przebrać. Spotykam po drodze moją współlokatorkę i dwóch chłopców. Zbiórkę przełożono – jest o 14:00 w pociągu. Mamy więc czas, by jeszcze cos zjeść, zrobić małe zakupy. Po czym wsiadamy do taksówki i na chwilę przed odjazdem wpadamy do pociągu. Teraz zaczynają się opowieści o wrażeniach. Jak potoczy się wszystko – przekonamy się w domu przed telewizorami... Krajobraz po wyborach Wyniki z komisji nr 85 nie potwierdziły się w wynikach ogólnokrajowych. Zwycięska Partia Regionów w Pidbirci uzyskała zaledwie 11 głosów. Według Centralnej Komisji Wyborczej Ukrainy, partia Janukowycza w skali kraju uzyskała 32, 14% głosów. Na drugiej pozycji uplasował się Blok Julii Tymoszenko z wynikiem 22, 29%. Trzecie miejsce zajął trzon Pomarańczowej Rewolucji – Nasza Ukraina 13, 95%. Do parlamentu weszły jeszcze, przekraczając próg 3%, dwa ugrupowania: Socjalistyczna Partia Ukrainy Moroza i Komunistyczna Partia Ukrainy. Od momentu powołania parlamentu, partie mają czas 60 dni do powołania zdolnego rządzić rządu. Nie jest to jednak takie proste. Naturalną koalicją mogłyby się wydawać pomarańczowe ugrupowania. 14 kwietnia podpisały one wraz z Socjalistyczną Partią Ukrainy wstępne porozumienie koalicyjne. Partia Janukowycza, choć zwycięska i gotowa do rozmów, została na uboczu i być może przyjdzie jej pełnić rolę opozycji. Na razie jednak w bloku pomarańczowych trwają spory o ostatni punkt porozumienia. Mówi on, że kandydata na premiera wyznacza zwycięskie ugrupowanie. Co za tym idzie, największe szanse na to stanowisko ma Julia Tymoszenko, która nie kryje się z chęcią objęcia urzędu Prezesa Rady Ministrów. Z kolei politycy Naszej Ukrainy nie chcą dopuścić do jej rządów. Pojawiły się nawet spekulacje o dokoptowaniu do koalicji Partii Regionów. Reakcją Tymoszenko był apel do prezydenta Juszczenki o podjecie mediacji w sprawie utworzenia rządu. W zamian za jego pomoc, zaoferowała mu poparcie w przyszłych wyborach prezydenckich w 2009 roku. Jak potoczą się sprawy – zobaczymy. Mimo perturbacji, najbardziej prawdopodobna jest pomarańczowa koalicja, aczkolwiek może ona nieść za sobą szereg problemów. Jednak to, co najważniejsze, już stało się faktem. Ludzie wzięli udział w wolnych i niesfałszowanych wyborach. Umieli to docenić, tłocząc się w lokalach wyborczych – m.in. w Pidbirci frekwencja wynosiła ok. 70 %. Nie była ona zaskakująca na tle innych komisji na Ukrainie. Pozostaje nam pozazdrościć Ukraińcom i być może uczyć się od nich... Agnieszka Kaniewska (agnieszka.kaniewska@dlastudenta.pl) |