| fot.Tomek Borowski |
Przemyślenia na temat wewnętrznych szamotanin człowieka nie należą do wielkich odkryć. O swoich uczuciach opowiadamy bliskim nam osobom czy kolegom zupełnie niezwiązanym z naszym życiem wewnętrznym. Kiedy w naszej ,,duszy” rozbrzmiewają dzwony radości bądź smutku przekazujemy otoczeniu tę informację poprzez mowę niewerbalną. Chcąc, nie chcąc oddziałujemy naszymi uczuciami na innych ludzi, wzbudzając w nich swoja irytację bądź sympatię. Pomimo tych codziennych aktów komunikowania się z drugim człowiekiem są w nas samych takie wrażenia, które skrywamy przed całym światem a nawet przed samym sobą. Czasem są to uczucia, które trudno jest zdefiniować, ponieważ tlą się niewyraźnie we wnętrzu. Sami ze sobą czujemy się nieswojo i odczuwamy jakby rozdwojenie jaźni. Doświadczałam tego niejednokrotnie i bałam się przyznać przed samą sobą o tej niedogodności duchowej. Najintensywniej odczuwałam w sobie pomieszanie, które w teorii buddyzmu jest uczuciem przeszkadzającym w normalnym egzystowaniu człowieka jako całości złożonej z rzeczy materialnych i nie materialnych. Słowo,,pomieszanie” wyraża się samo przez się w sposób bardzo dosadny. To swoisty bełkot duszy, przesunięcie się świadomości do przeszłości jednocześnie wchodząc w interakcję z teraźniejszością. Zmysły odbierają świat zewnętrzny z niezwykłą intensywnością i ostrością. Przechodzi się wówczas w swoisty i zniewalający spoczynek. Uczucie pomieszania jest niebezpieczne, ponieważ bazuje na naszych słabościach. Obraca je niczym kalejdoskop szkiełka i stajemy się wrogami dla samych siebie. Wydostać się z jego sieci nie jest takie proste. Czasem zdaje mi się, że odzyskałam swoją upragnioną stabilizację. Myśli przepływają przeze mnie tak łagodnie. Oddech jest tak przyjemnie równomierny i tak miękko rozsiewa ciepłą energie. Kolory wokół mnie mienia się jak słońce na wodzie. Czuje się jakbym zawinęła do mojej zaginionej przystani. Błogi stan współpracy wnętrza z ciałem rozdmuchuje przebudzenie się tej hydry wielogłowej. Niespodziewanie myśli wyginają się wewnątrz umysłu. Następuje taka szczerość wobec samego siebie tak miażdżąca i obezwładniającą, że czuje się już tylko pustą niemoc. Wpada się w najgorszą pułapkę, jaką wymyślił człowiek- błędne koło. Nie ma początku ani końca tylko nieskończoność, której nawet sobie wyobrazić nie potrafię pewnie przez to, iż jest najbardziej abstrakcyjnym słowem, jakie wprowadziliśmy do naszego słownictwa.
Pomieszanie uczyniło ze mnie istotę ułomną i ślepą.
|