O kobiecości – inaczej
2005-12-17 00:00:00
Ostrzeżenie: A teraz do rzeczy. Jestem kobietą. Pisałam już wcześniej o tym. Nie jestem natomiast feministką. Nawet materiał na feministkę ze mnie żaden. I o tym też już było… Nie powiedziałam jeszcze jednak nic o samym byciu kobietą. Męska część Czytelników zdziwi się pewnie, bo niby o czym tu pisać. Jak to, o czym?! Oburzenie żeńskiej strony jest w pełni uzasadnione. Bo kto nie był kobietą ni razu… Właśnie.. Proszę zapiąć pasy.. Punkt drugi: RAJSTOPY, tudzież pończochy – zależnie od upodobań. Idzie jesień (oficjalnie nawet już jest), więc ten opis jest jak najbardziej na miejscu Każda kobieta wie, jakie koszmary mogą łączyć się z tą częścią garderoby. Oczka lecące w najmniej odpowiednim momencie to najbardziej błahy z problemów. Rajstopy potrafią też samowolnie się przemieszczać. Albo wychodzą na spacer nad pasek spódnicy, (bo okazują się za duże i właściwie powinno się je podciągać pod pachy), albo poddają się grawitacji i wędrują w dół. Wtedy wymagają poprawienia, a umieszczenie ich w odpowiednim miejscu łączy się z serią skłonów i przysiadów (no tak, dla zdrowia to może i dobre, ale nie w miejscach publicznych). Alternatywą dla wyłażenia zza spódnicy są pończochy. Ale i one nie są bez wad. Tego, że zjeżdżają chyba nie muszę pisać… Zdecydowanie gorsze jest jednak to, że potrafią się w jakże cudowny sposób zrolować i (oczywiście w miejscu publicznym) w tak samo spektakularny sposób odznaczyć na spódnicy. Ja nie wiem, czy którejkolwiek kobiecie mogą podobać się dwa wałki wokół ud. O wygodzie w tym momencie nie napiszę nic, bo to jednak zbyt traumatyczne. Punkt trzeci: PAZNOKCIE. Przyjęło się, że elegancka kobieta winna mieć paznokcie zadbane, najlepiej dość długie, ale bez przesady. Z moich badań wynika, że przedstawiciele płci męskiej najwyżej oceniają dłonie ozdobione paznokciami długości około 3 – 5 milimetrów (mam tu na myśli długość ponad macierzą). Zarówno dłuższe, jak i krótsze mają już niższe oceny. I błagam nie pytajcie jak to sprawdziłam. Paznokcie powinny być także pomalowane, ale tu zdania są podzielone: albo na wyrazisty kolor (najlepiej z gamy czerwieni), albo neutralnie (manicure francuski zdecydowanie wiedzie tu prym. Kto nie wie, co to, odsyłam do koleżanek, sióstr, mam lub innych kobiet). Wątpię szczerze, czy ktoś wie ile poświęceń wymagają takie szpony. Wszelkie odżywki, lakiery pilniki, manikiurzystki… koszta są ogromne. Do tego trzeba bardzo uważać na to, co robi się rękami. Zmywanie na przykład, pranie ręczne, sprzątanie itp. odpada. Wypielęgnowane paznokietki łamią się jak słomki (zwłaszcza po wymoczeniu w detergentach). W ogóle łamanie się paznokci to koszmar. Wiem, że można posunąć się do sklejania nadpękniętych pazurów za pomocą wynalazków współczesnej chemii, znanych pod ogólną nazwą „superglu”. Albo taki na przykład odpryskujący lakier. Nie wierzę żadnej reklamie, która wmawia mi, że warstwa chemicznego koloru na mych paznokciach utrzyma się dłużej niż dwa dni. Nigdy w życiu. Zazwyczaj po 48 godzinach zwyczajowego eksploatowania rąk (a naprawdę nie pracuję w górnictwie czy pokrewnych mu zawodach) moje dłonie wyglądają jakby przejechał po nich czołg na gąsienicach. Konkretnie są w ciapki z resztek lakieru. Nie muszę chyba pisać, jakie to estetyczne.. Albo o.. Komputer. Kobieta pracująca tak, jak ja używa palców bardzo często do klepania po klawiaturze komputerowej. Standardowe klawisze są jeszcze znośne, natomiast, jeśli ktoś (w domyśle kobieta z pomalowanymi, długimi paznokciami, na przykład ja) używa laptopa to biada jej i urodzie jej dłoni. Ile to już razy wypielęgnowany mój pazur utkwił między klawiszami? Chcę tylko podkreślić, że notebooki mają wstrętną klawiaturę o bardzo małym skoku klawisza i kiedy paznokieć utknie między dwoma takimi, to po pierwsze lakier niezawodnie ma zadrę, a po drugie jest to zwyczajnie bolesne. Auć.. no właśnie. Punkt czwarty: MAKIJAŻ. Mężczyźni lubią kobiety naturalne.. Powtarzają to wszyscy jak jeden mąż (właściwie im się nie dziwię: kto by się przyznał, że lubi wymalowane twarze). Żaden natomiast z Panów nie powie, że podobają im się na przykład sińce pod oczami, albo cera blada jak ściana, albo matowe usta.. I co w tej sytuacji ma zrobić biedna kobieta? Sięgamy do chemicznych (mniej lub bardziej) poprawiaczy natury. Rozświetlające podkłady, pudry, kremy oraz bazy pod wszystko mające nadać nam wygląd promiennej rusałki leśnej. Cienie do powiek, róże, szminki i błyszczyki w milionie odcieni, które podkreślą koloryt naszych oczu, cery (rusałczanej, dzięki wcześniej wymienionym specyfikom), włosów i ust. Tusze do rzęs, by były jak motyle skrzydła (dla okularnic to zdecydowanie problem, bo im te skrzydła po szkłach szorują) i jeszcze czternaście innych cudów kosmetycznych. Nie jest problemem wziąć te trzy pudła upiększaczy i rzucić to wszystko na siebie. Najważniejsze dla kobiety jest to, by mając na sobie trzy kilo kosmetyków wyglądać tak, jakby dopiero co wyszła z jeziora i była w stu procentach naturalnym wytworem i oczywiście, by żaden mężczyzna w to nie wątpił. Ani w to, że woń połowy butelki perfum jest jej naturalnym zapachem. To jest dopiero sztuka. Niestety Matka Natura chemii nie lubi i robi wszystko, by kobiety zdemaskować. Na przykład w najmniej odpowiednim momencie pada deszcz lub robi się nieziemski upał i cała pracowicie nałożona twarz spływa przedstawicielce płci już wtedy nie całkiem pięknej, wielokolorową smugą na szyję.. Bardzo to eleganckie, nieprawdaż? Nie wspomniałam tu o wszystkich aspektach kobiecości. Na przykład o spódnicach na wietrze, włosach, które za nic nie chcą się ułożyć, albo o misternych fryzurach, które po wyjściu dwudziestu metrów za próg domu (no, przy dużym szczęściu do stu metrów) przypominają stóg siana po przejściu nawałnicy. Nie poruszyłam tematu pozbywania się wszelkiego zbędnego owłosienia (głównie mam na myśli nogi) i wszystkiego, co się z tym łączy, bo niektórzy mogliby zemdleć lub wręcz pozwać mnie za tortury psychiczne. Nie napisałam też o fenomenie damskiej torebki wraz z całym bałaganem w środku (szukanie dzwoniącego telefonu komórkowego przez wywalenie zawartości torby na stół lub wręcz na chodnik – zwłaszcza, gdy dzwoni szef, bądź obiekt westchnień). Właściwie damska torba to temat na inną opowieść.. Marta Mielczarek
|