Była za piętnaście trzecia nad ranem. Staliśmy na przystanku autobusowym. Ja i Mój Przyjaciel. Staliśmy tak sobie i staliśmy i marzliśmy, bo nagle pozmieniały się jakieś prądy atmosferyczne, czy coś i postanowiły, że tej nocy we Wrocławiu będzie jakieś pięć stopni. Aura taka wpłynęła na nas dość dziwnie, a mianowicie zaczęliśmy rozmawiać na poważne tematy. O przyszłości. Naszej przyszłości, konkretnie mówiąc. Przyznać muszę, że wysnute wnioski nie są zbyt optymistyczne.
Po pierwsze: praca: Jeśli chciałabym, kiedyś w przyszłości pracować w swoim zawodzie, to muszę zacząć już. A właściwie powinnam zacząć ze dwa lata temu.. Prosto po studiach mam raczej bardzo marne szanse na jakiekolwiek zatrudnienie.. Nie ukrywam, że moje studia mnie ciekawią. Do tego chciałabym zacząć drugi kierunek. No właśnie.. Czy dlatego, żeby poszerzyć horyzonty, czy też może dlatego, że teraz z jednym fakultetem to ciężko w życiu? Chcę jak najdłużej wierzyć w tę pierwszą wersję..
Po drugie: mieszkanie. Każdy chciałby mieć własny kawałek podłogi. W czasie studiów większość z nas zadowala się wynajmowaniem mieszkania, najlepiej z przyjaciółmi. A później? Znam tylko dwa realne sposoby zdobycia własnych czterech ścian: albo dostaniemy mieszkanie w spadku po dobrej babci/dziadku/cioci – niepotrzebne skreślić, albo kupią je nam rodzice. Znacie kogoś, kto sam kupiłby mieszkanie? Ja nie. Większość moich znajomych jeszcze studiuje, a ci, którzy mają już tytuł magistra i mają szczęście posiadania pracy, ledwie wiążą koniec z końcem.
Media krzyczą do nas: realizujcie się, miejcie marzenia i je spełniajcie.. Trzeba tylko chcieć! Moje zdanie: łatwo powiedzieć. Wcale mnie nie dziwi, że moi rówieśnicy uciekają z tego kraju. Uciekają tam, gdzie nawet praca barmana, zdawałoby się ,tak mało nęcąca, pozwala na utrzymanie się na godziwym poziomie. Nie dziwię się, że ci młodzi ludzie są w stanie rzucić wszystko tutaj i rzucić się, praktycznie na oślep w tamten lepszy świat. Co innego pozostaje, skoro żyjemy w rzeczywistości, gdzie żadne wykształcenie, doświadczenie, ani nawet ciężka praca nie gwarantują minimum socjalnego?
Mało optymistyczne to wynurzenia… Po części dziwię się sobie.. Mam dwadzieścia lat, a narzekam, jakbym miała sześćdziesiąt i niespełnione marzenia, a do tego rok życia przed sobą… Ergo: Co nam pozostaje? Może powinniśmy jednak wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć zmieniać rzeczywistość? Wtedy ta historia mogłaby wyglądać inaczej…
Była za piętnaście trzecia nad ranem. Staliśmy na przystanku autobusowym. Ja i Mój Przyjaciel. Byliśmy szczęśliwymi, młodymi ludźmi, realizującymi swe marzenia w sprzyjającej nam rzeczywistości…
Marta Mielczarek (marta.mielczarek@dlastudenta.pl) |