My, społeczeństwo - Naszym zdaniem

Ks. Maliński: Życie kręci się na dwóch kółkach

2012-10-03 11:19:27

Nie patrzę, skąd kto przychodzi i dokąd zmierza - o duszpasterstwie „na moście” i medialnej twarzy Kościoła w rozmowie z ks. Mirosławem Malińskim, diecezjalnym duszpasterzem akademickim i rektorem kościoła św. Macieja we Wrocławiu.

Studenci mówią o księdzu „Gadająca Malina” albo „kopalnia szalonych pomysłów”. Poza tym ksiądz dość aktywnie udziela się w organizowanie życia studenckiego choćby poprzez rożnego rodzaju wyjazdy akademickie takie jak spływy kajaków – czemu to wszystko służy? Budowaniu bliskich więzi z tymi młodymi ludźmi? Stawianiu im jakiś wzorców, ideałów do naśladowania?

Chyba generalnie wszystko służy jednemu, żeby ci ludzie mogli odkryć Chrystusa, otrząsnąć się ze stereotypów związanych z Kościołem i odkryć coś bardzo pięknego, czyli siebie nawzajem. To jest Kościół w mikroformie niewielkich zespołów, ludzi, którzy po prostu są razem. Dzięki temu odkrywają, że mogą coś sami zorganizować, a to przynosi wiele radości. Jednocześnie ich bezinteresowność jest czymś niesamowitym. Z reguły są to ludzie spoza Wrocławia, przyjeżdżają z daleka, z różnych części Polski – dla nich Maciejówka jest namiastką domu. Może dlatego od rana do wieczora nie brakuje tu ludzi. Czasem już od szóstej rano przychodzą i wychodzą o drugiej w nocy.

Czego tutaj szukają? Ukojenia?

To zależy. Jedni szukają komputera, na którym mogą popracować, inni książki do poczytania, bardzo wielu jednak szuka siebie nawzajem – przychodzą pogadać, posiedzieć. Ale przede wszystkim oni szukają młodego Kościoła, czyli wspólnoty wierzących.

Komputer można znaleźć równie dobrze w kafejce internetowej, a jednak przychodzą tutaj…

Do kafejek też chodzą… Jest też lodówka dla studentów i to też powód. Codzienne wspólne obiady zbliżają, ale to nie jest działalność charytatywna, żeby dokarmiać studentów, bo w tych czasach tego nie trzeba robić. Po wojnie rzeczywiście duszpasterstwo podejmowało szeroką akcję na rzecz dokarmiania studentów - teraz nie ma tego problemu. Można sobie poradzić, ale chodzi o to, żeby usiąść razem do stołu i zjeść obiad, posiedzieć, pogadać ze sobą. Wielu z nich zaskakuje sam rytuał wspólnych obiadów. W wielu domach nie ma wspólnego stołu, ludzie nie zasiadają i nie jedzą razem, nie spędzają tego czasu we wspólnym gronie. Także to jest fajne przeżycie dla nich. Dzięki temu dowiadują się, jak można urządzić własny dom w przyszłości. Dzisiaj na przykład był bardzo piękny obiad! Wszystko przygotowane przez naszych studentów. Przy stole rozmawiają ze sobą tak pięknie.

Co to za ludzie? Skąd pochodzą?

Z różnych stron. Nie patrzę, skąd kto przychodzi i dokąd zmierza. Kto chce przyjść i usiąść z nami, przychodzi. To do niczego nie obliguje. Czasem ktoś przychodzi i potem znika. Taka prawidłowość. Nie interesujemy się jego losami, jest dorosłym człowiekiem. Duszpasterstwo akademickie to działalność jakby na moście. Jedni wchodzą na most, inni z mostu schodzą. Moim zadaniem jest pilnować, żeby jedni w porę zeszli z tego mostu, aby było miejsce dla nowych. Wspólnota zawiązuje się na jakiś czas, jedni przychodzą, drudzy odchodzą.

Co wyróżnia Maciejówkę?

Duszpasterstwo akademickie jest jedyną platformą we Wrocławiu, gdzie spotykają się studenci z różnych uczelni, różnych kierunków, w celu robienia czegoś razem, co daje efekt wartości dodanej. Jest wiele organizacji aktywizujących, jak np. koła naukowe, ale nie ma takiej, która skupiałaby ludzi z różnych placówek w jednym miejscu. To właśnie dają duszpasterstwa. Uczelnie prawie ze sobą nie rozmawiają. Duszpasterstwo to jedyne takie miejsce, gdzie ludzie z siedmiu uczelni zasiadają do wspólnego stołu.

Poprosiłam swoich znajomych na Facebooku o sugestie pytań do osoby duchownej. W zasadzie odpowiedzi nie były zaskoczeniem. Pojawiły się dość stereotypowe kwestie owiane wokół Kościoła, jak karteczki do Komunii, utrudnienia w kontakcie młodych ludzi z Bogiem, także kwestie materialne. Czy Kościół chce walczyć z takim wizerunkiem?  Maciejówka jest obecna dość szeroko w mediach internetowych, choćby społecznościowych. Może to jest jakaś droga do porozumienia?

Nawet mój kot Behemot ma konto na Facebooku i jest bardziej aktywny ode mnie (śmiech).

(śmiech) Czy Kościół jest medialny? Czy obecność w nowych mediach jest formą dotarcia do młodych ludzi? Internetowe kazania księdza to chyba taka próba?

Wydaje mi się, że nie ma organizacji bardziej „internetowej” niż Kościół katolicki. Każda parafia ma stronę internetową, co nie jest nakazem biskupów. To raczej oddolna inicjatywa i nikt tego nie kontroluje. Do tego kilka gazet, kilkanaście stacji radiowych, telewizja i kilka dobrych portali internetowych, które nie są sterowane przez episkopat. Często jest to inicjatywa świecka. Wirtualna przestrzeń jest jedną z przestrzeni, w której funkcjonujemy. Kościół jest w sieci, nie ma tym nic dziwnego…

Czy jest łatwiej wobec tego dotrzeć do młodych ludzi?

Inaczej. Internet to taka potężna rzeka, w której wszystko płynie. Trzeba łowić, szukać ważnych informacji. Młodzi ludzie radzą sobie z tym bardzo dobrze. Z drugiej strony przyjeżdżam na rekolekcje do Rzeszowa, a tu się okazuje, że wszystko już przesłuchali i wszystko znają (śmiech). To tylko dowód na to, że do rekolekcji trzeba się solidnie przygotować. Świeżość nowych mediów zmusza do jeszcze bardziej intensywnej pracy. Czasem ludzie oczekują powtórzeń, z czym wiąże się kilka anegdot z mojego życia duszpasterskiego. Koncerty rekolekcyjne to taka składanka hitów – czasem ludzie przychodzą, by usłyszeć coś znanego po raz wtóry, zaś czasem, by chłonąć nowości.

Przesłuchałam kilka kazań rekolekcyjnych dostępnych w sieci. „Problemów z dogadaniem się” świetnie się słucha. Ksiądz ma świadomość potencjału w nawiązywaniu kontaktu z młodymi ludźmi?

Obawiam się, że z rekolekcjami jest jak z serwisami informacyjnymi – muszą dostarczać rozrywki. Rekolekcje powinny być czymś głębszym, dlatego jest to dla mnie wyzwaniem.

Przykład Poczty Polskiej pokazuje, że nawet skostniała instytucja może znaleźć skuteczną nową drogę komunikowania, zwalczając tym samym stereotypy. Kościół też próbuje?

Na pewno jest wiele stereotypów wokół Kościoła, którymi żyją ludzie. Wiele osób wypowiada się na temat Kościoła, choć nie zna tej rzeczywistości. Nic temu nie poradzimy. To nie Kościół jest w tym biedny, to ci ludzie są biedni. Mnie również czasem zaprasza się do programów do rozmowy na tematy, o których nie mam zielonego pojęcia. Ostatnio otrzymałem zaproszenie do programu kulinarnego – odmówiłem, lubię gotować, ale nie znam się na tym. To różnica.

Przed naszą rozmową podkreślał ksiądz, że nie jest osobą, która pośredniczy w kontaktach pomiędzy mediami a Kościołem. To media kontaktują się z księdzem. Stąd jest ksiądz osobą dość szeroko obecną w mediach z różnej półki. Jak wygląda ten kontakt? Jak się współpracuje z poszczególnymi mediami?

Lubię media. Świetnie czuję się w telewizji, przed kamerą. Nie prowadzę polityki medialnej. Jestem otwarty, chociaż podejmuję się tylko tematów, na które mam coś do powiedzenia. Dobrze czuję się w studiu telewizyjnym. Z „uchem” także dobrze mi się pracuje. Jak w każdej branży tak i w mediach są lata tłuste oraz lata chude. Do niektórych mediów nie mam dostępu. Przykładem jest Radio Maryja. Kilka razy już próbowali mnie zaprosić, ale ich przełożeni byli przeciwni.

Jaki był tego powód?

Wystąpiłem w TVN-ie.

Konflikt interesów?

Dla mnie nie ma większego znaczenia, czy jest to TVN czy Radio Maryja. Może są jakieś granice i programy, w których bym nie wystąpił. Odmówiłem choćby występu w programie „Rozmowy w toku”, bo to raczej program ze zbyt dużą tezą. Wypowiadam się na tematy, które dotyczą człowieka jako takiego i jego wiary. Nie wypowiadam się na tematy polityczne, kulinarne, czyli na tematy, na których się po prostu nie znam.

Gdzieś po drodze pojawiła się rola rzecznika prasowego.

Kontakt z mediami to jest za każdym razem próba zrozumienia człowieka i charakteru pracy dziennikarskiej. Zaczęło się od tego, że pielgrzymka wrocławska miała potwornie złą prasę, co negatywnie odbijało się na stanowisku twórców pielgrzymki wobec mediów.

Co było przyczyną takiego stanu rzeczy wówczas?

Dziennikarz musiał zrobić materiał, a ponieważ twórcy pielgrzymki odmawiali komentarzy, wybierał na rozmówców specyficznych pielgrzymów - tych chętnych do rozmowy, co często nie najlepiej się kończyło. Zaproponowałem rozwiązanie: organizację krótkiej konferencji prasowej. Dzięki temu dziennikarze mogli zebrać gotowy materiał od osób bezpośrednio zaangażowanych w wydarzenie, całość wzbogaconą o profesjonalne zdjęcia i wypowiedzi organizatorów. Korzyści były obustronne. Rzetelny przekaz medialny idei pielgrzymki, jej celu i podstawowych założeń, no i znaczne ułatwienie pracy dziennikarzom. To posunięcie okazało się całkiem trafne. Konkretne informacje, dobra prasa i jednocześnie poprawa relacji z mediami.

Czyli wszystko zależy od dobrej woli?

Pamiętam sytuację z okresu Bożego Narodzenia, TVN upierało się przy rozmowie bez względu na Święta i mój pobyt u rodziny. Niechętnie zgodziłem się na krótkie nagranie. Poczęstowałem ich makowcem, pierogami, dobrą kawą. Wykonywali tylko swoją pracę, a ja starałem się im to ułatwić. Dobra współpraca miedzy mediami a każdą instytucją jest możliwa. Dziennikarz to też człowiek, warto o tym pamiętać.

Czyli trzeba z mediami rozmawiać, żeby przełamać stereotypy?

Koniecznie. Mimo to należy się spodziewać, że dziennikarz wykorzysta informację nawet z płaszczyzny prywatnej. Pewna znana dziennikarka zwróciła mi niegdyś na to uwagę. Dla dziennikarza nie ma prywatnych rozmów, każda chwytliwa informacja jest do wykorzystania.

Trzeba ważyć słowa? Ma ksiądz na myśli manipulację medialną?

Nie, ale nie mogę dziennikarza prosić o dyskrecję. Owszem, doświadczyłem kilku manipulacji dziennikarskich. Jedną z najcięższych była publikacja w wychodzącej wówczas poczytnej gazecie. Materiał był na temat współpracy księży ze służbami bezpieczeństwa PRL.

Czyli drażliwy temat…

Drażliwy. Rozmowę przeprowadziła ze mną ceniona dziennikarka. W tym czasie arcybiskup powoływał komisję diecezjalną, która miała orzec, którzy księża współpracowali ze służbami. Dostałem święcenia w 1998 roku, więc siłą rzeczy nie proponowano mi nigdy współpracy jako księdzu. Zgodziłem się na rozmowę. Otrzymałem dwukrotnie propozycję współpracy jako student związany z podziemiem, za każdym razem przy składaniu wniosku o paszport. Dwukrotnie odmówiłem, mimo to za drugim razem otrzymałem paszport i było to dość dwuznaczne. Cala rozmowa sprowadzała się do działalności w podziemiu. Otrzymałem do autoryzacji jedynie fragmenty swoich wypowiedzi bez kontekstu. Następnego dnia gazeta pojawiła się w obiegu z moim zdjęciem na całej pierwszej stronie i podpisem: „Księdzu Malińskiemu dwukrotnie proponowano współpracę, dwukrotnie odmówił – jak postąpili inni księża?” Medialne morderstwo.

Jak ksiądz zareagował?

Skontaktowałem się z dziennikarką, która przeprowadziła ze mną wywiad, ale już nie pracowała w redakcji, bo natychmiast złożyła rezygnację. Decyzja o takiej formie publikacji należała do redaktora wydania. Arcybiskup kapitalnie się wówczas zachował - przekonał mnie, że możliwość samoobrony jest w takiej sytuacji nieznaczna. Osoby odpowiedzialne za kontakt z mediami nie są najczęściej w stanie takim manipulacjom zapobiec.

Nic się nie da zrobić?

Można dochodzić zadośćuczynienia na drodze sądowej - tylko czy to ma sens? Jest to pewne ryzyko obcowania z mediami.

Czy można się wobec tego odciąć od kontaktów z mediami?

Można, ale po co? Wydaje mi się, ze Kościół powinien być otwarty na kontakt ze światem. Sam osobiście chętnie rozmawiam z niewierzącymi.

Jak wygląda kontakt z ateistami?

Czasem pojawiają się w duszpasterstwie takie osoby.

Czego tutaj szukają?

Każdy z nas czegoś szuka. Może jest to dla nich miejsce egzotyczne - Kościół i księża, z którymi można zasiąść do wspólnego stołu.

Codzienność przynosi jakieś nietypowe sytuacje w Maciejówce?

Czasem ktoś dzwoni w nocy domofonem, najczęściej pod wpływem alkoholu. Przychodzi się pokłócić, czasami schodzę mimo późnej pory. Kłócimy się (śmiech).

Tematy tych kłótni?

Różne. Ludzie wylewają swoje żale. Nie wiem, czy dobrze robię, wdając się w te rozmowy, chociaż dla nich jest to jakaś forma otwartości. Nie zawsze jestem gotowy, czasami nie mogę im pomoc.

Ponoć doba księdza trwa więcej niż 24 godziny. Skąd ksiądz czerpie siłę?

Nauczyłem się wypoczywać w 10 minut (śmiech).

Nie męczy to księdza?

Męczy.

Z drugiej strony jest satysfakcja? Ci ludzie przychodzą tu po pomoc, między innymi do księdza.

Nie wszystkim mogę pomoc, często jestem bezradny. Niektórym na szczęście pomaga sama rozmowa. Obowiązków jest cała masa, do tego dochodzą inicjatywy duszpasterskie i sprawy organizacyjne Kościoła.

Inicjatyw jest całkiem imponująca liczba. Jedną z najbliższych jest Piwniczna. Co się kryje pod tą nazwą?

Piwniczna to forma spotkania, duchowych rekolekcji. Jest pięknie, mnóstwo przyrody, towarzyszy nam proste życie. Na wyjazd zgłaszają się studenci, często związani z duszpasterstwem. Dużo pięknej, spokojnej modlitwy, czasu dla siebie, ukojenia. Jest także miejsce na twórczość.

Co łączy tych wszystkich ludzi? Czy każdy z nich wymaga indywidualnego podejścia?

Wszystkich młodych ludzi łączą sprawy sercowe, brak pewności co do wybranej drogi i studiów, problemy związane z byciem poza domem, samodzielnością, etc. Każdy z tych tematów jest w jakimś stopniu wspólny, ale każdy przeżywa go na własny sposób.

Maciejówka tętni życiem?

Cały czas tętni. Każdego dnia podziwiam tych młodych ludzi, którzy bezinteresownie robią tu coś wielkiego.

Jest nadzieja, że każdy coś stąd wyniesie. Exegi monumentum?

Idą w świat, niektórzy robią karierę. Czasem znajomi szukający dobrych pracowników dzwonią do mnie, żebym im kogoś polecił. Ponoć są u mnie sami uczciwi ludzie.

Most jest metaforą „łączenia”. Czy ksiądz wyobraża sobie życie inne niż stanie na straży duszpasterskiego mostu?

Tak, wyobrażam sobie inne życie, ale taką drogę wybrałem, a raczej ona mnie wybrała i tak chcę, żeby się działo. Miałem to szczęście, że decydowano za mnie. Gdybym kiedyś sam miał decydować, chyba zostałbym pustelnikiem.

Zamiłowanie do ascezy?

Do ascezy nie, ale do pewnego sacrum życia w samotności. Mam pustelnię w lesie i tam jeżdżę. Ani wody, ani prądu, nic tam nie ma. Mój przyjaciel twierdzi, że życie kręci się na dwóch kółkach – jedno to samotność, drugie wspólnota. Jak jedno odpada, to całość traci sens. Życie pustelnicze ma sens, gdy jest się we wspólnocie Kościoła.

Rozmawiała: Monika Kulej

Słowa kluczowe: ksiądz mirosław maliński wywiad rozmowa malina maciejówka wrocław kościół katolicki wiara media
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Zanieczyszczone powietrze nie mniej groźne niż papierosy[WIDEO]
Zanieczyszczone powietrze nie mniej groźne niż papierosy[WIDEO]

Pyły obecne w powietrzu są drugim po paleniu tytoniu czynnikiem, który powoduje występowanie chorób układu oddechowego.

Kontrowersyjny film straszy Hitlerem [WIDEO]
Kontrowersyjny film straszy Hitlerem [WIDEO]

Kontrowersyjny film sprawił, że temat nienawiści został w końcu nagłośniony.

Prasa o zdrowiu, kuchni i histori podbija polski rynek![WIDEO]
Prasa o zdrowiu, kuchni i histori podbija polski rynek![WIDEO]

Dużym zainteresowaniem czytelników cieszą się gazety o kuchni i gotowaniu.

Ostatnio dodane
Zanieczyszczone powietrze nie mniej groźne niż papierosy[WIDEO]
Zanieczyszczone powietrze nie mniej groźne niż papierosy[WIDEO]

Pyły obecne w powietrzu są drugim po paleniu tytoniu czynnikiem, który powoduje występowanie chorób układu oddechowego.

Kontrowersyjny film straszy Hitlerem [WIDEO]
Kontrowersyjny film straszy Hitlerem [WIDEO]

Kontrowersyjny film sprawił, że temat nienawiści został w końcu nagłośniony.