Jarosław Kaczyński premierem. Będzie ciekawie
2006-07-12 15:50:29Stało się. Jarosław Kaczyński, który dotychczas dzielił i rządził na polskiej scenie politycznej, zdecydował się zasiąść na fotelu premiera RP, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za posiadaną władzę i wpływy. Tym samym potwierdziły się krążące od dłuższego czasu pogłoski o możliwej zmianie na stanowisku szefa polskiego rządu.
Zdymisjonowany Kazimierz Marcinkiewicz na otarcie łez otrzymał posadę zarządcy komisarycznego Warszawy oraz zapewnienie, że będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości do prezydentury w stolicy w jesiennych wyborach samorządowych.
Dotychczas Jarosław Kaczyński mógł zajmować się metapolityką. Lider PiS nigdy nie ukrywał, że jego wielką ambicją jest przemodelowanie polskiej sceny politycznej oraz mechanizmów nią rządzących według własnych wyobrażeń. Także fakt, iż jego brat Lech Kaczyński został wybrany na stanowisko prezydenta RP, skłonił go do pozostania w cieniu i rozdawania politycznych kart zza kulis. Taki stan rzeczy był całkiem wygodny, ponieważ J. Kaczyński mógł podejmować wszelkie decyzje, pozostając poza mechanizmami bezpośredniej demokratycznej odpowiedzialności. Zaś mianowany przez PiS na stanowisko premiera Kazmierz Marcinkiewicz robił dla partii dobrą robotę, nadając radykalizmowi programu Prawa i Sprawiedliwości ludzką twarz i jednocześnie będąc gwarantem stabilności polskiej gospodarki dla zagranicznych inwestorów.
Marcinkiewicz ściągnięty do partyjnego szeregu
W pewnym momencie jednak Marcinkiewicz stał się dla liderów PiS kłopotem. W szybkim czasie stał się bowiem najpopularniejszym polskim politykiem, starał się też budować własne zaplecze polityczne poprzez nominacje swoich kandydatów w spółkach Skarbu Państwa (emanacją sporu na tym polu było odwołanie lojalnego wobec Marcinkiewicza ministra skarbu, Andrzeja Mikosza i powołanie na to stanowisko zaufanego człowieka braci Kaczyńskich - Wojciecha Jasińskiego, by ten przejął kontrolę nad obsadzaniem stanowisk w państwowych spółkach) i podejmować niezależne decyzje. Dla braci Kaczyńskich samodzielność Marcinkiewicza była coraz trudniejsza do zniesienia. Trudno było jednak zdymisjonować premiera cieszącego się sporym zaufaniem w Polsce i posiadającego dobrą reputację w Europie.
Kaczyński, by nieco pohamować aspiracje niesfornego premiera, otworzył drzwi w rządzie dla Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Ich obecność w rządzie znacznie osłabiła pozycję Marcinkiewicza - ich ambicje co do obsady stanowisk (Lepper) i skłonność do zgłaszania wielce kontrowersyjnych propozycji (Giertych) trudno było powściągnąć dysponującemu wątłym zapleczem politycznym premierowi. Dodatkowo, wszelkie niejasności liderzy partii koalicyjnych wyjaśniali bezpośrednio z Kaczyńskim, za plecami Marcinkiewicza. Obecność w rządzie Zyty Gilowskiej, która pełniąc funkcję wicepremiera i ministra finansów stanowiła gwarancję rozsądku w polityce gospodarczej, sprawiała, iż Marcinkiewicz jakoś sobie radził. Po jej dymisji, jasne było, że sytuacja premiera będzie coraz cięższa.
Czara goryczy przelała się, gdy w miejsce Gilowskiej premier powołał Pawła Wojciechowskiego (bez konsultacji z Kaczyńskim), a następnie - również bez wiedzy lidera PiS - spotkał się z szefem Platformy Obywatelskiej, Donaldem Tuskiem, oficjalnie w celu omówienia współpracy między rządem a PO przy uchwalaniu nie budzących kontrowersji ustaw. W PiS zarzucono Marcinkiewiczowi zdradę, a Kaczyński zdecydował się objąć tekę premiera.
Co dalej z Marcinkiewiczem? Na jego wyraźne żądanie, powierzono mu funkcję zarządcy komisarycznego Warszawy. Jeżeli decyzja o odejściu z funkcji premiera nie spowoduje spadku jego notowań, ma też spore szanse na wyborcze zwycięstwo w wyborach prezydenta stolicy. Natomiast w kwestii jego przynależności partyjnej, bardzo mało prawdopodobne jest, by Kazmierz Marcinkiewicz opuścił szeregi Prawa i Sprawiedliwości (zwłaszcza na rzecz PO, o której przecież sam niedawno mawiał, iż to "cieniasy"). Bardziej możliwe jest, że zacznie budować własną frakcję w PiS, być może też - w sprzyjających okolicznościach politycznych - zeche wraz ze swoimi stronnikami opuścić partię, gdy zauważy, że zaczyna ona tracić popularność. Tym niemniej, w chwili obecnej żadnych gwałtownych ruchów Marcinkiewicz wykonywać nie będzie.
Przyspieszyć pociąg "IV RP"
Jarosław Kaczyński, decydując się na przejęcia posady szefa rządu, uznał, że społeczeństwo zaaprobuje sytuację, kiedy na dwóch najważniejszych stanowiskach w państwie zasiadają bracia bliźniacy. Kolejną przesłanką, która stała za decyzją Kaczyńskiego, było rosnące wypalenie Marcinkiewicza jako szefa rządu. Jego polityczna pozycja była na tyle słaba - i jednocześnie rósł napór Leppera na stanowiska - że nie gwarantowała szybkiego wprowadzania reform, które miały stać się podstawą wymarzonej przez Kaczyńskiego IV RP.
Będąc premierem, Jarosław Kaczyński zamierza więc przyspieszyć proces reformowania Polski. Jak dotychczas bowiem, plany PiS mimo zawarcia kosztownego układu koalicyjnego z Samoobroną i LPR (ta koalicja została przyjęta przez społeczeństwo z ogromną niechęcią) były realizowane bardzo powoli. Sprawując samemu pieczę nad pracami rządu, Kaczyński zapewne zechce nadać większe tempo pracom nad projektami zmian w Polsce.
Kaczyński i jego rząd (który poza jedną zmianą - Stanisław Kluza zamiast Pawła Wojciechowskiego na stanowisku ministra finansów - będzie obsadzony tymi samymi ludźmi co gabinet Marcinkiewicza) mają teraz 100 dni. W ciągu tego okresu okaże się, czy obawy co do wyjątkowo destrukcyjnych skłonności nowego premiera były słuszne czy też raczej przesadzone.
Te 100 dni to także czas dla nowego szefa rządu na wyciągnięcie wniosków z wydarzeń ostatniego roku. Kaczyński musi zrozumieć, że permanentna wojna z mediami oraz ciągłe prowokowanie politycznych kryzysów kreują go na ideologicznego fanatyka. A taki wizerunek zraża wiele grup społecznych, zwłaszcza młodych ludzi, którzy patrzą na scenę polityczną z coraz większym niesmakiem. Przed Kaczyńskim stoi też wielkie wyzwanie, jakim jest ocieplenie własnego wizerunku w Europie. Polska prawica ma w Unii Europejskiej fatalną reputację. Kaczyński musi zadbać o wytyczenie jasnej strategii postępowania w polityce zagranicznej oraz o skompletowanie fachowej ekipy dyplomatycznej, która będzie w stanie wykreować pozytywny wizerunek jego samego oraz polskiego rządu.
Jeżeli Jarosław Kaczyński to zrozumie, będzie miał szanse na wprowadzenie w życie swoich planów (z których część może przynieść Polsce sporo korzyści). Jeżeli nie - w Polsce może zrobić się „śmieszno i straszno." Z naciskiem na „straszno."
Łukasz Maślanka
(lukasz.maslanka@dlastudenta.pl)