Dziwny Uniwersytet
2006-01-24 00:00:00
Jestem studentką DZIWNEGO UNIWERSYTETU. Moja dawna, dobrze mi znana uczelnia zniknęła. Mijam ludzi, mówią coś o egzaminie. Próbuję wsłuchać się w ich szepty, zrozumieć co mnie czeka, co czeka nas wszystkich. Jedno jest pewne – KAŻDY MA TUTAJ SWÓJ NUMER. Poza tym nic nie jest jasne – ani numery sal, w których mam zajęcia, ani same zajęcia, ani nawet kierunek studiów. Moja dawna uczelnia znikła i teraz muszę się przystosować, bo inaczej mnie wyrzucą. Najbardziej jednak przeraża mnie fakt, że nie znam swojego numeru. Bez niego nie mam szans. Ktoś ciągnie mnie za ramię, chodź. Biegniemy przez sale, wielkie ciemne zamczysko. Na moich oczach sufit wygina się, ściany falują, uczelnia zmienia kształt. Wiem, że nigdy nie poznam struktury tego budynku. Chodź, śmieje się jedna z moich znajomych. POKAŻĘ CI, GDZIE ODBĘDZIE SIĘ IMPROWIZACJA. Stajemy przed windą, jej drzwi zatrzaskują się na moich palcach. Spoglądam na swą prawą dłoń, przez jej dwa palce przechodzi na wylot wielka igła. Czuję jak gardło zaciska się boleśnie hamując krzyk, jestem śmiertelnie przerażona. Moje palce przeszywa igła, a ja nie czuję bólu. Dlaczego nic nie czuję? Teraz biegnę z dwoma koleżankami, zaraz poznam miejsce improwizacji. Boję się spytać o co dokładnie chodzi - nie mogę przecież zdradzić się z tym, że niczego nie rozumiem. W końcu stajemy na deskach małej drewnianej sceny, to tutaj. Z ledwością mieścimy się na mizernym skrawku przestrzeni, tuż za nami ziejąca przepaść, jeden krok i będzie po nas. Ale dziewczyny śmieją się, cieszą się już na samą myśl o przedstawieniu, którego nie rozumiem. Potem zjeżdżamy na stosach gazet na dół budynku. Okazuje się, że winda jedzie tylko w górę, nikogo to nie dziwi oprócz mnie. Jestem sparaliżowana ich wiedzą, budynek zmienił kształt a one wciąż wiedzą dokąd pójść. Pędzę przed siebie na oślep, wybiegam z jednej sali, by znów się w niej znaleźć. GDZIE JEST RECEPCJONISTKA, wrzeszczę bez opamiętania. W sali obok pielęgniarki bandażują głowę jakiemuś mężczyźnie. Wiem, że przed chwilą popełniono morderstwo. I oto nadszedł czas egzaminu. Siedzę sztywno w ławce, ktoś podaje mi test. Jedno z pytań brzmi: JAKIE NALEŚNIKI SĄ NAJLEPSZE? Podnoszę się z ławki i wyrzucam z siebie bezrozumnie szereg liczb. Głośno i automatycznie. Egzaminator spogląda na mnie z aprobatą, uśmiecha się do mnie kojąco. Bardzo dobrze pani Agnieszko. Czuję, że kamień spada mi z serca. Oddycham z ulgą, bo może jeszcze nie wszystko stracone. Może uda mi się tu odnaleźć. Madame Chaos |