Nasze komentarze - Naszym zdaniem

Co z tym Tomaszem Lisem?

2013-07-04 10:37:18

Jedni pamiętają go jako młodego i ambitnego korespondenta Telewizji Polskiej w USA, inni wspominają ze śmiechem jego niewiedzę na temat geograficznego położenia Zbuczyna, dla gospodyń domowych to głównie przystojny mąż dwóch gwiazd telewizji. Kim jest naprawdę Tomasz Lis? Jego ostatnie dokonania dobitnie pokazują, że jego praca z dziennikarstwem (w tym klasycznym ujęciu) ma już naprawdę niewiele wspólnego.

Podstawowym grzechem Lisa jest tuszowanie braku argumentów pozą martwiącego się o Polskę mędrca z moralnym prawem do oceny ("My nie możemy dać się zakrzyczeć. My, niezależnie od poglądów, mówię po prostu o ludziach przyzwoitych, nie możemy schylać głów, nie możemy milczeć, nie możemy przechodzić na drugą stronę ulicy. To nie jest nie nasza sprawa. To jest absolutnie nasza sprawa. I nasz obowiązek" - natemat.pl). Ze świecą szukać dowolnego felietonu/wystąpienia/wykładu naczelnego Newsweeka, w którym nie padają ani razu słowa "PiS" i "Kaczyński". Czasami wydaje się, że Lis powinien oddawać połowę swojej wypłaty prezesowi Prawa i Sprawiedliwości - gdyby nie on, prawdopodobnie głównym tematem byłego szefa "Faktów" była hiszpańska piłka nożna. Smaczny cytacik z natemat.pl - "Stęskniliśmy się za prezesem w jego topowej formie. Forma szczytu jeszcze nie osiągnęła, ale prezes wraca do swojej naturalnej dyspozycji. To dobra wiadomość, bo niektórzy zaczynali zapominać, że białe jest jednak białe, a czarne czarne, czego prezes nie uzna nigdy, co sam zapowiedział siedem lat temu w swoim expose". Jasne, po co rzeczowo skrytykować program polityczny skoro można nawiązać do językowej wpadki sprzed tylu lat.

Nominacja do nagrody Hieny Roku (za "przekroczenie standardów dziennikarskich poprzez publikację okładki opartej na wulgarnych skojarzeniach, obrażającej uczucia religijne i tworzącej negatywne stereotypy") również chwały Lisowi nie przynosi. Nie wspominając o żenującej prywacie (bohaterskie "Haniu jestem z Ciebie dumny" nabazgrane flamastrem na koszulce) odegranej już w czasie ponownej pracy w telewizji publicznej. Retoryka Kalego (co ciekawe, do tego literackiego bohatera kilka tygodni temu porównał Stefana Niesiołowskiego, z którym przecież jeszcze niedawno grał w jednej drużynie) również nie jest Lisowi obca - on może bezkarnie (niby żartem) naigrywać się ze swoich politycznych adwersarzy. Świadczy o tym chociażby tytuł jednego z jego felietonów ("Prezes is back! Proszki przestają działać") czy ciepłe słowa skierowane w stronę wspomnianego wcześniej Niesiołowskiego ("Poseł Niesiołowski opowiadając takie rzeczy zachowuje się dokładnie tak jak PiS i PiS-agitatorzy" - natemat.pl). "Karnowska szczujnia" na określenie portalu wpolityce.pl również trudno odczytywać jako komplement. Jeśli ktoś próbował przebrnąć przez którąś z książek Lisa (mentorski ton, jednostronne spojrzenie na współczesną przecież historię) musiał przekonać się, jak ciężkie pióro ma dziennikarz, który w swoim czasie przecież przymierzany był (co prawda tylko przez media, ale zawsze to coś) do prezydentury Polski. Tym bardziej dziwi posada naczelnego dwóch poczytnych przecież (jeszcze) tygodników opinii. A jeśli dodamy to tego zakład (oczywiście w zakładzie musiało pojawić się słowo "Kaczyński"), po którym Lis miał odgryźć sobie język (nie odgryzł), do jego dziennikarskiego wizerunku dochodzi aspekt niesłowności i pieniactwa (o dziwo to przecież cecha charakerystyczna PiSu).

Właśnie, telewizja publiczna. To temat rzeka sam w sobie (wiadomo, misja, "Klan", "Familiada" i tak dalej), jednak program "Tomasz Lis na żywo" (beka zaczyna się już podczas intro - ciekawe jak długo Lis ćwiczył poważne, zatroskane miny) poziomem absurdu przebija czasami pythonowskie wstawki Grahama Chapmana. Goście dobrani tak, żeby potwierdzać tezy gospodarza (sytuacja w której dziennikarz ostentacyjnie opowiada się po jednej ze stron, w dodatku w telewizji publicznej, chyba nie powinna mieć miejsca). Również tematyka programu wydaje się mocno tabloidowa (nawet jeśli zestawić najnowszy program Lisa z polsatowskim, dość przyzwoitym mimo wszystko "Co z tą Polską") – jak widać, tematy w stylu Elżbiety Jaworowicz spotykają się z lepszym feedbackiem niż kwestie, nazwijmy to oględnie, ważne. Dramaty płaczącej Katarzyny Figury czy matki nastoletniego samobójcy nabiją oglądalność przecież lepiej niż przynudzanie o lustracji, niegospodarności polityków czy dziurze budżetowej.

Były naczelny Wprost wprost uwielbia straszyć - wizje brunatnych pochodów i palenia książek są często w jego spostrzeżeniach głównymi polskimi zagrożeniami. Sam redaktor uznaje się za katolika, jednak za takiego współczesnego - odcinającego się od inkwizycji, średniowiecza i nieumiejętności dostosowania się do obecnych realiów ("Od lat z Jasnej Góry dobywają się wyziewy PiS-izmu, katolicyzmu w wersji zaściankowo - odpustowo - prowincjonalnej - która milionom katolików w Polsce nie odpowiada, którą miliony rozsądnych katolików w Polsce odrzucają, które budzą ich obrzydzenie albo przynajmniej zawstydzenie i zażenowanie" - natemat.pl). Swoim kolegom po fachu, którzy chcieliby ubierać rodaków w zgrzebne szaty i wysyłać na pielgrzymki pokutne również nie boi się wymierzyć siarczystego policzka ("Na wysokości stanął szczególnie naczelny duet prawicowego dziennikarstwa, Wildstein i Ziemkiewicz, owa intelektualna wuzetka (dwa pierniki, w środku bicie piany)"). Argumenty? Po co, mając moralne prawo do oceny (jak widać, "Wyborcza" nie ma w tej kwestii monopolu) wdawać się w polemikę z kibolstwem?

Dziennikarstwo, teoretycznie przynajmniej, powinno opierać się na obiektywizmie, bezstronności i możliwości przedstawienia swoich racji kilku stronom sporu. W przypadku Lisa łatwo zaobserwować podejście "z nimi nie rozmawiamy, to faszyści" (prawicowcy, nacjonaliści, elektorat PiS, zwolennicy Kaczyńskiego - w zależności od sytuacji można użyć przecież różnych "inwektyw"). I bynajmniej nie chodzi tu o obronę wymienionych w nawiasie. Chodzi o pokazywanie rzeczywistości taką, jaka jest naprawdę i utrzymywanie standardów w zawodzie, który z roku na rok coraz bardziej przypomina ten najstarszy na świecie.

Michał Przechera (michal.przechera@dlastudenta.pl)

Słowa kluczowe: tomasz lis felieton na żywo newsweek wprost hipokryzja media dziennikarstwo pis rząd katolicyzm
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
  • Coś na obronę pana Lisa [0]
    Mateusz
    2016-02-04 20:47:29
    Pieniactwo w wykonaniu pana Lisa? Państwo zapominając o języku jego adwersarzy, o chamstwie, zwyczajnej obrzydliwości wylewającej się spod pióra wspomnianych prawicowych dziennikarzy, z na przykład "Gazety Polskiej". W porównaniu z tym język pana Lisa... Śmieszne w ogóle jest porównywanie czegoś takiego. Czy pan Lis grzebie ludziom w życiorysach, jak robią to "niepokorni" dziennikarze? Nieprawdą też jest, że nie pisze nic innego niż o prezesie. Jeśli zaś chodzi o program, to autor chyba zapomniał, że nieraz byli zapraszani ludzie, którzy się nie zgadzają z prowadzącym, albo ze sobą, zawsze pozwalał się wypowiadać obu stronom. A niektórzy prawicowcy sami "nie poniżają" się pojawianiem w programie. Skoro są tacy pewnie siebie, to czemu uciekają?
Zobacz także
Komunistyczne pomniki mają się w Polsce dobrze
Komunistyczne pomniki mają się w Polsce dobrze

Czy niszczenie paskudnych reliktów przeszłości zasługuje na miano przestępstwa?

Max, nie daj się
Max, nie daj się

Mariusz Max Kolonko znienawidzony przez media głównego nurtu, bo skłania ludzi do myślenia.

Naród idiocieje na potęgę
Naród idiocieje na potęgę

Już wkrótce nazwisko Wołodyjowskiego poznamy z pieśni na meczach siatkówki, a Soplicę skojarzymy tylko z nazwą wódki.

Polecamy
Ostatnio dodane
Komunistyczne pomniki mają się w Polsce dobrze
Komunistyczne pomniki mają się w Polsce dobrze

Czy niszczenie paskudnych reliktów przeszłości zasługuje na miano przestępstwa?

Max, nie daj się
Max, nie daj się

Mariusz Max Kolonko znienawidzony przez media głównego nurtu, bo skłania ludzi do myślenia.