Baśnie (nie) tylko dla dzieci
2006-06-05 00:00:00Kiedy kilka lat temu do kin trafiła animowana wersja przygód zielonego i, co tu kryć, niezbyt przystojnego Shreka, nikt nie spodziewał się chyba, że film odniesie taki sukces i przyczyni się do prawdziwego boomu na baśniowe opowieści tylko pozornie przeznaczone dla dzieci. Shrek i jego wierny kompan Osioł otworzyli drzwi sal kinowych dla takich produkcji, jak „Nieustraszeni bracia Grimm" czy „Prawdziwa historia Czerwonego Kapturka".
Na początku była książka
Oczywiście filmowe hity trawestujące baśnie miały swoich poprzedników w literaturze. W zasadzie cała spuścizna pisarzy spod znaku fantasy (Carroll, Zelezny, Tolkien, Le Guin, i inni) czerpie z materiału baśniowego w mniej lub bardziej bezpośredni sposób*. Najbliższe jednak „shrekowej" stylistyce są książki, które z powagą klasycznej fantasy nie mają wiele wspólnego. Warto tu wspomnieć choćby prześmiewczy „Świat dysku" Terry'ego Pratchetta, czyli zbiór kilkudziesięciu już powieści parodiujących wszystko, co tylko autorowi przyjdzie do głowy. Do klasycznego repertuaru „dyskowych" postaci należą m.in. wywodzące się wprost ze świata baśni wiedźmy, które jednak z typowymi adeptkami czarnej magii niewiele mają wspólnego. Dlaczego? Wystarczy powiedzieć, że w żelaznym repertuarze jednej z nich znajduje się piosenka o jeżu, czyli jedynym stworzeniu, którego... nie można przelecieć.
Wróćmy jednak na moment na nasze rodzime podwórko. Tu przerabianiem znanych baśni wsławił się Andrzej Sapkowski. Wielbiciele pisarza z pewnością doskonale pamiętają seksowną i świadomą swoje kobiecości syrenę Sh'eenaz (cykl o Wiedźminie), która, poza oczywistym literackim nawiązaniem, z małą i bardzo uległą syrenką Andersena niewiele ma wspólnego. Sh'eenaz nie tylko nie zamierza rezygnować ze swojego rybiego ogona, ale też zupełnie nie rozumie, dlaczego jej ukochany nie chce poświęcić dla niej „tych dwóch paskudnych kulasów"...
Produkt popkultury?
Mogłoby się wydawać, że to nagłe zainteresowanie dorosłych tematyką baśniową jest kolejnym znakiem naszych czasów, dowodem na to, że zdziecinniali konsumenci popkultury szukają sobie wyjątkowo infantylnych rozrywek. Cóż... nic bardziej mylnego.
Sam J.R.R. Tolkien twierdził, że kojarzenie baśni z twórczością dla dzieci jest zjawiskiem stosunkowo nowym. A praktykowane przez wiele lat odcinanie magicznych opowieści od literatury i sztuki dorosłych zdecydowanie im nie służy.
Czym zatem jest baśń? Przede wszystkim jednym z najstarszych gatunków epickich, znanym i popularnym od stuleci niemal na całym świecie (także w Afryce, Azji czy Australii). Prosta fabuła, nieokreślony czas i miejsce akcji, magia, zwycięstwo dobra nad złem oraz fantastyczne, ale i bardzo schematyczne postacie sprawiają, że baśń trudno z czymkolwiek pomylić.
Co więcej, przed wiekami opowiadanie baśni spełniało dwa zasadnicze cele: rozrywkowy i instruktażowy**. Aby trafić w gusta różnych odbiorców, bajarze sięgali po wątki przepełnione erotyzmem i okrucieństwem. Przykład? Szeherezada, bohaterka i narratorka Tysiąc i jednej nocy, opowiadała sułtanowi wymyślone przez siebie historie, aby uniknąć losu swoich poprzedniczek. (Sułtan nie ufał bowiem kobiecej wierności do tego stopnia, że zabijał każdą ze swoich oblubienic tuż po upojnej nocy. Sprytna Szeherezda przetrwała dzięki temu, że potrafiła zaspokoić nie tylko chuć mężczyzny, lecz również jego ciekawość). Pochodząca z X wieku Tysiąc i jedna noc należy dziś do kanonu literatury dziecięcej, oczywiście w bardziej przystępnej i znacznie okrojonej wersji (niestety, wiele z historyjek opowiedzianych przez piękną Szeherezadę po prostu nie nadawało się dla młodych odbiorców).
Baśnie poskromione?
Z czasem magiczne opowieści sklasyfikowane jako „pozbawiony większej wartości wytwór ludzkiej wyobraźni" zostały ocenzurowane i trafiły do dziecięcych pokoi, by bawić najmłodszych.
Na szczęście, bardzo szybko o baśniach przypomnieli sobie badacze. Erich Fromm i inni psychoanalitycy odkryli, że zawierają one pierwotne wzorce zachowań (archetypy) przekazywane z pokolenia na pokolenie, zaś Bruno Bettelheim podkreślał ich terapeutyczną moc i rolę, jaką spełniają w oswajaniu dzieci z własną seksualnością.
Wielki come back!
Po wielu latach baśnie znów wkradają się w łaski dorosłych widzów i czytelników. Przyswojone w dzieciństwie historie o Czerwonym Kapturku czy Pięknej i Bestii powracają raz jeszcze wzbogacone o aluzje i podteksty skierowane do starszego niż dziecko odbiorcy. Dzięki pisarzom oraz filmowcom możemy doświadczyć tego, o czym nasi przodkowie wiedzieli od dawna: baśń po prostu trafia w nasze potrzeby.
Monika Szafrańska (nika@dlastudenta.pl)
* Bardziej bezpośredni jest tzw. retelling, czyli przedstawienie znanej historii raz jeszcze. Zwykle retelling nosi podtytuł „historia prawdziwa", sugerując w ten sposób czytelnikowi, że książka lub film, który ma przed sobą, zawiera autentyczną i jedynie słuszną wersję danej historii. Por.: A. Sapkowski, Rękopis znaleziony w smoczej jaskini, Warszwa 2001, s. 39.
** Gdyby nie bajka o Czerwonym Kapturku, wiele młodych dziewcząt podzieliłoby los głównej bohaterki, lądując w łóżku z czyhającym na ich cnotę wilkiem-uwodzicielem.