Z rodziną jak na zdjęciu
2006-05-12 00:00:00Ktoś mądry powiedział kiedyś: gdy wyjeżdżasz, nie łudź się, że twój cień zostanie w domu. Toteż zawsze zabieram swój cień ze sobą, opuszczając rodzinne gniazdo. W końcu jak to się mówi, mam swoje lata i nie muszę się trzymać maminej spódnicy, bądź też - coby nie wykluczyć z całej zabawy ojca - "tacinego" fraka. Cień posiada jednak, jak się okazuje, znacznie więcej właściwości niż głosi aforyzm - potrafi mianowicie rozmnożyć się i przejść z jednej osoby na drugą. W ten oto prosty sposób zjeżdżając do domu na święta zastajemy w nim dwa cienie podstawowe: cień ojca i cień matki, którzy zamiast ze sobą, żyją raczej we własnym cieniu.
Zacznijmy może od tego, czym w ogóle rodzina jest, bo wklepując hasło w dowolną wyszukiwarkę, można się nieco pogubić. I tak oto rodzina okazuje się pojęciem bardzo pojemnym i zmiennym jak kameleon: raz jest radiem, to znów opoką - ostoją dla zbłąkanych i celem podróży. Ba, bywa nawet ochroną przed onanizmem i pornografią, jak twierdzi jedna ze stron katolickich, a katolicki to, jak wiemy, synonim PRORODZINNEGO. W tym momencie nasuwa mi się może odrobinę złośliwe spostrzeżenie - skoro istnieje pro, musi by jakieś kontra. A kontra zawsze wymaga legii (czytaj: legionu). Idealne małżeństwo, komplementarność płci i nauki przedślubne to prosty przepis na rodzinę świętą, zaplanowaną i normalną, bo przecież mimo braku wyraźnej definicji, normalny jest w cenie. Natomiast sama rodzina jako jednostka heteropancerna staje się antonimem wszystkiego, co złe i niemoralne. I niby wszystko gra, bo przepis jest i składniki są - zdawałoby się nic, tylko zakasać rękawy i upichcić życie w stadle jak z reklamy płatków śniadaniowych. Przepis w końcu uniwersalny. Tymczasem zaś, jak głoszą reklamy, co jest do wszystkiego... nie zawsze się w praniu dobrze sprawdzi, a z najlepszego ciasta może wyjść zakalec.
Tak też i z najlepszych ludzi, jak to mawia moja przyjaciółka, "rodzina może zwierzę wydobyć". Bo czy to onieśmielona nadmiarem stawianych jej wymagań, czy też z natury odległa od ideału, faktycznie czasem zmiażdży jak pancernik. I nie dość, że zwykle robi za wykrywacz kłamstw i czułych punktów - bywa też ich fabryką.
Przypomina mi się tu myśl Defoi, którego zdaniem miłość zredukowana do przejściowej namiętności, cała płciowość zredukowana do banalnego zaspokojenia, rodzina zredukowana do przejściowego stanu - to człowiek umniejszony do granic klęski w społeczeństwie, które się boi. Z całym szacunkiem dla piękna i podniosłości tej wypowiedzi trzeba jednak dodać - w społeczeństwie, które ten strach zaszczepiło. Ideały owszem - piękna rzecz. Gorzej, kiedy zamiast służyć za wzór, podcinają skrzydła często już i tak słabej konstrukcji. Bo ostatecznie, jak stwierdził Tołstoj, węłęószystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób.
Pozostaje już tylko pobożne życzenie:
oby rodzice nie byli dla siebie przykrymi
oby dzieci były dobre dla rodziców
oby rodzice nie rozdrażniali swych dzieci, aby nie traciły ducha
A jeśli nadal wraz ze świątecznym jajkiem musisz przełykać natrętne "kiedy ślub", a rodzice toczą wojnę o płyn do wycieraczek, powiedz sobie po prostu: spokojnie, to TYLKO rodzina. Może wtedy uda ci się wyjść z nią jak na zdjęciu.
Agnieszka Chłopek