Reportaż - Naszym zdaniem

Przygoda na Erasmusie

2008-09-23 13:56:55

 Uczymy się przez całe życie. Prawda stara jak świat, ale dziś obecna w innym wydaniu. Mickiewicz, Słowacki i inni wielcy tego świata jeździli po Europie w poszukiwaniu zdobycia wykształcenia na innych uczelniach, poznania kultur i nowych osobowości. Dawne dzieje? Nie! Dziś robimy to samo, osiedlamy się i stajemy kimś więcej niż turystą. Dla mnie takim doświadczeniem było stypendium Erasmus - Nauka Przez Całe Życie.

Spędziłam wspaniały, pełen przygód i nowych wrażeń, rok w Holandii. Kiedy pierwszy raz obudziłam się w moim białym dużym rotterdamskim pokoju w akademiku, pomyślałam, że oto zaczyna się jedna z największych przygód mojego życia. Ale nie spodziewałam się że będzie ona aż tak wielka. Oczywiście, wszyscy mówili mi że Erasmus to frajda i „time of your life", a gdy ludzie wracają - mają depresję poerasmusową. Oczekiwałam nowych wrażeń i nauczenia się sporej dawki życia. Miałam nadzieję na dobrą zabawę, ciekawe zajęcia i poznanie kawałka krajów Beneluxu. Tymczasem dostałam dużo więcej niż tylko to, o czym myślałam przed wyjazdem. Myślę, że wszyscy dostaliśmy. Nie na darmo mówi się, że taki wyjazd może zmienić całe życie - nie tylko jego tok ale też podejście do wielu spraw i ludzi. Otwiera oczy i poszerza horyzonty.

Pierwsza noc nie była zbyt miła. Ściany jeszcze zupełnie białe, wszystko jakieś takie obce, na dodatek dotarłam do Rotterdamu późnym wieczorem, więc nie miałam sił, by porozkładać moje rzeczy na półkach i oswoić przestrzeń. Na szczęście następnego dnia się to zmieniło, a nawet odwiedziłam okoliczny bar razem z moją nową współlokatorką, Amy ze Szkocji. To było moje pierwsze niedzielne happy hour w Concordii- dwa drinki w cenie jednego i kilkadziesiąt obcokrajowców dookoła za darmo w pakiecie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że odtąd happy hour stanie się wyznacznikiem upływającego tygodnia - każda niedziela i środa spędzana będzie w Concordii.

Pierwsze trzy dni nazwano dla nas introduction days. Zwiedzaliśmy campus uniwersytecki, bibliotekę, odbyliśmy wycieczkę statkiem aby obejrzeć symbole Holandii - wiatraki. Każdy z tych dni kończył się drinkami w barze razem z holenderskimi studentami. To było jedno z nielicznych naszych spotkań z tubylcami, bo jak wiadomo na Erasmusie poznaje się wszystkich, tylko nie miejscowych.

Trzeciego i zarazem ostatniego dnia owego powitalnego tygodnia postanowiłam zadziałać i wykazać się inicjatywą. Zaproponowałam imprezę u mnie. Spotkanie ludzi, gdzie można pogadać sobie po angielsku i wypić, a więc przyjemne z pożytecznym. Początkowo chciałam zaprosić tylko kilka osób: Tanię, dziewczynę z Turcji, która od początku przypadła mi do gustu oraz Polaków. Po kilku minutach okazało się jednak, że o wieczornym spotkaniu wiedzą już prawie wszyscy z nowo poznanych osób.

Tak oto zaczęła się moja roczna podróż poprzez wiele krajów, nie tylko Europy, ale całego świata. Podróż oczami ich mieszkańców, dwudziestokilkulatków, którzy spotkali się w Rotterdamie. Stali się moją nową rodziną, na dobre i na złe. Razem śmialiśmy się, podróżowaliśmy po Holandii, uczyliśmy się na egzaminy, prowadziliśmy dyskusje o polityce i literaturze naszych państw do rana. Niekiedy bardzo zażarte. Amerykanie nie mogli uwierzyć, że (wtedy jeszcze) nasz prezydent i premier to bracia bliźniacy. Pojechali z nami na wybory do Hagi, aby zobaczyć, jak Polacy za granicą potrafią się zintegrować w obliczu wyższego celu.

- To zachwycające, że macie w Europie tak małe domki i samochody"- zachwycali się Kanadyjczycy. - No i wszędzie jest tak blisko! Kochamy pociągi!

Przyjaciele byli dla mnie jak druga rodzina. Gdy byłam chora, dzwonili do lekarza, gotowali mi zupę i kładli do łóżka. Gdy siostra Japończyka wychodzi za mąż, wszyscy pozdrawiamy ją przez Skype'a. Fu z Tajwanu opowiada o tym, jak ogromna bieda panuje w jej ojczyźnie i jakie badania musiała przejść, aby móc jechać do Europy. Badania krwi, odporności, ale także chorób tropikalnych i oddechowych...

Kiedy o tym mówi, wszyscy czujemy jak bardzo musiało być to upokarzające, kiedy lekarze robili jej test na obecność wirusa HIV, aby mogła zamieszkać w Holandii. Większość moich znajomych z innych kontynentów jest pierwszy raz w Europie, a więc podróżują jak szaleni. Chcą w pół roku zobaczyć wszystkie większe miasta.

- Chcemy jechać do Polski, bo kojarzy nam się z czymś nieznanym i innym niż reszta Europy - mówią.

Na szczęście nie pytają, czy biegają u nas po ulicach niedźwiedzie syberyjskie, chociaż kiedy Julie z Belgii patrząc na mapę ze zdziwieniem stwierdza, że mamy dostęp do morza, mam wrażenie, że chcieliby o te niedźwiedzie zapytać.

Erasmus to także szkoła samodzielności. Pierwszy raz w życiu mieszkałam sama, do tego w innym kraju. Nowe reguły gry, nowe przyjemności, ale i obowiązki. W niedzielę po południu okazuje się, że lodówka jest pusta, więc idę do sklepu. Tymczasem sklepy w Holandii w niedzielę są czynne bardzo krótko i tak przez własną nieuwagę muszę głodować do następnego dnia. Wszyscy mówią po angielsku, a więc nie ma problemu aby się dogadać - nawet pani sprzątająca toalety w barze mówi tak, jakby spędziła na Wyspach co najmniej kilka lat.

W przyszłości będziemy się odwiedzać - już byłam w Turcji i Brukseli, u koleżanek poznanych właśnie na Erasmusie. W tym tygodniu przyjeżdża do mnie Iris z Wiednia. Świat nie ma już dla nas żadnych ograniczeń, stoi otworem. Możemy wyjeżdżać na dłużej niż dwa tygodnie i zobaczyć więcej niż zabytki danego kraju. Możemy poznać życie i kulturę jego mieszkańców.

Magdalena Szulc

(madzia-77@o2.pl)


Słowa kluczowe: Erasmus program studencki jak wyjechać na Erasmusa reportaż
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
  • no to hop [0]
    mrsz
    2008-09-29 17:10:21
    nooo drinki, drinki i to w niedzielę!!!
  • cin cin [0]
    m
    2008-09-24 17:43:07
    Madzia, coś wam tam dużo się drinowało jak wynika z twojego opisu! Ale prawdę mówiąc: I also miss it! Można by stwierdzić , że po erasmusowa depresja to jedynie kuracja odwykowa. pozdr.
Zobacz także
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali

Odważna i ambitna próba obalenia mitu Polski Niewinnej czy upiorne pomówienie wszystkich Polaków?

Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują
Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują

"Nigdy nie widziałem kraju, który zawierałby w sobie tyle kontrastów. Przepych, piękno i nieskazitelność z jednej strony, z drugiej bardzo łatwo przeradza się w straszną biedę i syf.".

Zdjęcie ślubne z Auschwitz
Zdjęcie ślubne z Auschwitz

„Moja kochana, kochana Margo, tulę Cię namiętnie do siebie i życzę Ci na święta wszystkiego najlepszego. Na zawsze Twój R. Co porabia mój mały uparciuch. Pisz mi dużo o nim. Moc ucałowań dla Was obojga!”.

Ostatnio dodane
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować nie pomagali

Odważna i ambitna próba obalenia mitu Polski Niewinnej czy upiorne pomówienie wszystkich Polaków?

Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują
Studia w Indiach. Nie tak straszne jak je malują

"Nigdy nie widziałem kraju, który zawierałby w sobie tyle kontrastów. Przepych, piękno i nieskazitelność z jednej strony, z drugiej bardzo łatwo przeradza się w straszną biedę i syf.".