Po co komu humaniści?
2009-12-04 10:02:43W mediach dużo mówi się o kryzysie i bezrobociu. Ale jednocześnie na rynku pracy zaczyna brakować specjalistów z wielu branż. Jak to możliwe? Po prostu: rynek potrzebuje specjalistów. Ale uczelnie kształcą humanistów.
Co potrafi socjolog?
Sprawa jest prosta. Potrzebni są ludzie, którzy po studiach mają jakąś konkretną wiedzę. Inżynier z polibudy potrafi zaprojektować most, obliczyć jakie obciążenie wytrzyma i ile postoi. A socjolog? Jaką wiedzę wyniesie po swoich pięcioletnich studiach? A żadną. Ktoś powie, że socjologowie potrzebni są do robienia ankiet w CBOS, czy OBOP. Racja. Ale załóżmy, że w 10 większych polskich miastach jest jeden wydział socjologii. Co roku kończy go powiedzmy 100 osób. Czyli tysiąc socjologów rocznie.
Dodajmy do tego wszystkie uczelnie niepubliczne, studentów zaocznych, wieczorowych. Spokojnie wyjdzie dwa tysiące magistrów rocznie. A firmy ankieterskie mają już swoich pracowników, więc wątpliwe, żeby potrzebowały co roku nowych. W takim razie może kariera naukowa? Ale powiedzmy sobie szczerze: nie każdy zostaje naukowcem. Może więc socjolog sprawdzi się w biurze? Hmm.. musiał by się ustawić w kolejce za studentami administracji. No to jako nauczyciel w szkole? No nie, sporo już tam jest pedagogów, historyków, filologów. A praca w firmie jako specjalista od human resources? To już zadanie dla psychologa. Więc tak naprawdę student socjologii jest na starcie skazany na wizytę w urzędzie pracy.
Mimo to, ten właśnie kierunek od lat cieszy się największym powodzeniem. Fakt jest faktem. Na rynku zbyt wielu jest socjo-, etno-, muzyko- logów - istów i -znawców. Powiększają tylko grono bezrobotnych. Chyba po to, żeby CBOS mógł zlecić badania.
Kim się jest po europeistyce?
Nie oszukujmy się. Studia humanistyczne są banalne. Ciężko to mają na medycynie, albo polibudzie. Gdyby ktoś spytał, z czego słynie europeistyka, to powiem, że mają tam fajne dziewczyny. Tyle. Tylko tyle. Naprawdę ciężko jest wylecieć z tego kierunku, chyba, że na własne życzenie. Ktoś powie, że jak ryzykant chce studiować taki badziew, to jego sprawa. Każdy ma wolną wolę i jak chce, to może wybrać dowolny szit. OK. Ale jeśli ktoś chce zaryzykować takie studia, to niech robi to na własny koszt. A problem polega na tym, że na taką socjologię idą publiczne pieniądze. Stypendia naukowe, socjalne, mieszkaniowe, itp.
Poza tym „fajne dziewczyny" dostają od uczelni sporo pieniędzy na: „Bal socjologa", „Socjostatek" i inne. A takie zabawy kosztują. Sporo kosztują. Żeby dostać stypendium naukowe na socjologii, wystarczy do egzaminu uczyć się góra tydzień. Na informatyce żeby się utrzymać na roku, trzeba ciężko pracować semestr. Widać różnicę? Dlatego może zamiast marnować pieniądze na bezużyteczne „-logie" warto by lepiej zaopatrzyć laboratoria w dobry sprzęt. Każdy, kto widział francuskie, czy hiszpańskie pracownie i laboratoria wie, że w Polsce taki sprzęt może dostać tylko za zgodą dziekana i pod nadzorem komisji wydziałowej.
To oczywiście żart, ale kpiną jest to, że marnuje się pieniądze w tak bezmyślny sposób. Spytajmy pracodawców, ilu kulturoznawców potrzebują rocznie. Zróbmy badania, ilu orientalistów w ciągu 10 lat znalazło pracę w swoim zawodzie. Wyciągnijmy średnią i na tej podstawie ustalmy liczbę wolnych miejsc. Za dodatkowe chętni powinni płacić z własnej kieszeni. Jeżeli chcą ryzykować konkurencję na rynku pracy z tytułem magistra historyka sztuki, to na własna odpowiedzialność. Oszczędzone w ten sposób można wykorzystać w jakiś rozsądny sposób.
Niech ktoś mi powie, bo ja nie rozumiem jednej sprawy. W czasach zimnej wojny w USA tworzono instytuty sowietologii, które zajmowały się analizą sytuacji w ZSRR. Tylko, że po upadku bloku wschodniego takie instytuty były niepotrzebne. W takim razie czy jest sens tworzenia instytutów europeistyki? Kim jest i czym się zajmuje magister europeista? Po co wydawać pieniądze w tak niepewne kierunki?
Według niedawnych badań na liście najlepszych uniwersytetów na świecie znalazły się dwa polskie. Warszawski i krakowski. Zajęły miejsca między 300 a 400. Można się kłócić, że sondaże kłamią i że w ogóle nie wolno ich przeprowadzać. Może i tak, ale nic nie zmieni faktu, że w Polsce wyższe wykształcenie straciło swój elitaryzm. Dzisiaj masowo produkuje się magistrów od niczego.
Cóż drogie koleżanki i koledzy humaniści. Jesteśmy światu zupełnie niepotrzebni. Nikt by za nami nie zapłakał.
Adam Stohnij
Fot. Mikołaj Rożek