Hucknall
2006-01-24 00:00:00
Kilka nocy temu odwiedził mnie we śnie Hucknall, lider Simply Red. Jak się okazało był śmiertelnie zmęczony wielkimi miastami, postanowił więc przyjechać na tournee po polskich zielonych wioskach, gdzie, jak sam zresztą stwierdził, „nikt się go spodziewać nie będzie”. Początkowo bardzo się z tego faktu cieszę, jako że lubię sobie czasem wieczorem posłuchać dla rozluźnienia muzyki jego zespołu. Później jednak artysta niemile mnie zaskakuje - wyznaje mi bowiem, że nieszczęśliwie zadurzył się w postaci z komiksu, wysportowanej blondynce o dziwacznym imieniu Zoe. Do tego miłość Hucknalla jest tak silna, że Zoe staje się prawdziwą kobietą i zbiega z komiksu. Wtedy ktoś z zespołu, zapewne bliski przyjaciel Hucknalla krzyczy, że ma serdecznie dosyć wybryków artysty i że od teraz to ja będę JEGO PSYCHOTERAPEUTKĄ. W ten oto sposób zajmuję się marnotrawieniem moich dni na czczych dysputach z Hucknallem, a spotkania z nim z pewnością nie należą do najprostszych. Nie mają w sobie też nic fascynującego - opętany uczuciem do dziewczyny z komiksu gardzi wszystkim, co niezwiązane z Zoe. Ponieważ jednak wybranka wciąż jest nieosiągalna, stan psychiczny Hucknalla nie ulega żadnej poprawie. Wspólnie podejmujemy więc decyzję o połączeniu seansów terapeutycznych z konsumpcją czerwonego wina, co okazuje się zgubne dla mnie i dla mojego związku z innym mężczyzną. Po jednym z naszych spotkań budzę się w łóżku artysty z kompletną pustką w głowie i zanikami pamięci. Usilnie próbuję przypomnieć sobie cokolwiek ze wspólnie spędzonej nocy, głowa jednak odmawia posłuszeństwa. Przepraszam – mamroczę bezradnie – słuchaj...ale Hucknall straszliwie się spieszy, w końcu opuszcza pokój bez słowa. Wiem, że jest wolny i mnie nie potrzebuje. Czuję, że jego opętanie przeszło na mnie, narasta we mnie strach przed wyznaniem zdrady, poczucie winy i rozbicia. Wtedy wiem już, że nie mam innego wyjścia - napiszę list, w którym wszystko z siebie wyrzucę. List, który uświadomi mi samej jak wielki popełniłam błąd. List, dzięki któremu wszystko sobie przypomnę. Jakiś głos mówi mi jednak, że to nie wystarczy. Muszę odnaleźć zdjęcie, FOTOGRAFIĘ IDEALNĄ. Taką, która uświadomi mi samej jak bardzo cierpię, jak bardzo żałuję. Nerwowo przerzucam stertę papierów w kartonach, w końcu udaje się – JEST, JEST ZDJĘCIE! Patrzą na mnie z niego oczy kobiety, która ROZUMIE, CO UCZYNIŁA. Ktoś zadaje mi pytanie, tracę z oczu moje zdjęcie, nie mogę go odnaleźć. Byłam tak blisko, nic z tego. Zaraz wybuchnę płaczem, wiem, że muszę się pospieszyć. Gdzie moje zdjęcie? Jakiś facet z naręczem starych taśm mruczy NIE TEN KATALOG, DZIEWCZYNO. W międzyczasie mija mnie Hucknall; drań szykuje się do drogi. Czy mógłbyś – pytam - podać mi swój adres? Kręci głową, krzywi się i już wiem, że nic z tego. Ależ jest oschły, kręci głową. Teraz ja jestem odpowiedzialna za wszystko z czym borykał się do tej pory. Uświadamiam sobie, że NIKT MNIE NIE ROZGRZESZY. Napisałam list – mamroczę nieprzytomnie – który powie Ci, że taka nie jestem. Poza tym jestem w związku – rzucam bez sensu. Nie słucha mnie; beztrosko zbiera swe ubrania. Ostatni raz spotykamy się na wiejskiej szosie. Wszyscy wiedzą, że to autostrada, choć nie mija nas żaden samochód. Tylko ja idę niewiadomo dokąd, właściwie czołgam się, sunę jak dżdżownica na kolorowym dywanie, jakbym chciała wprawić go w ruch. Zmusić, by uniósł się i zabrał mnie tam, dokąd chcę pójść. W pewnym momencie mija mnie Hucknall powracający na traktorze do swojego kraju. Uśmiecha się radośnie, w końcu rzuca mi moje własne zdjęcie i obleśnie puszcza oko. Jestem śmiertelnie oburzona, to ostatni moment, by wyłudzić od niego adres i obarczyć go listem pełnym wyrzutów. Z niedowierzaniem przyglądam się swej twarzy na fotografii, podnoszę wzrok – po Hucknallu ani śladu. Potem znów patrzę na zdjęcie i nie mogę w to uwierzyć- na odwrocie napisał krzywo czerwonym długopisem DLA NAJSŁODSZEJ I NAJWESELSZEJ. Grunt to śpiewać o miłości, myślę z rozgoryczeniem. Madame Chaos |