Bronię "Znaku"
2008-01-17 16:20:06KOMENTARZ
Krakowskie wydawnictwo "Znak" znalazło się pod ostrzałem krytyki. Poszło o wydanie bardzo kontrowersyjnej książki Jana T. Grossa "Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści". Moim zdaniem, wydawnictwo postąpiło słusznie i należą mu się słowa uznania za odwagę, nie potępienie.
Wydawnictwu zarzuca się, że opublikowało książkę pełną przekłamań, nierzetelności, opartą na kiepskiej metodologii badań historycznych. Arcybiskup Stanisław Dziwisz wypowiedział się w dość ostrym tonie. W liście do do prezesa "Znaku", Henryka Woźniakowskiego, napisał, że "Waszym ("Znaku" - przyp. red.) zadaniem jest krzewienie prawdy o historii, a nie budzenie demonów antypolskości i antysemityzmu jednocześnie. Wydawnictwo Wasze mogłoby wykazać się większą uwagą w doborze lektur przedstawianych polskiemu czytelnikowi również z powodu etycznego dziedzictwa pozostawionego przez założycieli".
W podobnym tonie wypowiedział się szef Katolickiej Agencji Informacyjnej, Marcin Przeciszewski. Pytany przez "Gazetę Wyborczą" o ocenę wydania "Strachu" przez krakowskie wydawnictwo, odparł: - Co do samego wydawnictwa, zgadzam się po części z kard. Dziwiszem. Znak do tej pory kojarzył mi się zwydawniczą rzetelnością na najwyższym poziomie. Nie chodzi o to, że książka Grossa nie pasuje do linii wydawnictwa, ale po prostu nie spełnia kryteriów warsztatowych, jakie Znak stawiał swoim autorom.
"Strach" wzbudził ogromne kontrowersje. O książce Grossa dyskutowano w Polsce już przed dwoma laty, kiedy została opublikowana w USA. Teraz debata wróciła ze zdwojoną - jeśli nie większą - siłą. Moim zdaniem, taka dyskusja jest w naszym kraju potrzebna. Demon antysemityzmu w Polsce cały czas krąży. Nie da się zaprzeczyć, że polskie społeczeństwo gdzieś w sobie ma podskórnie zaszczepiony antysemityzm czy mówiąc szerzej - ogromną ksenofobię. Te demony czasem podnoszą głowę i należy - jak mówi Gross - "wyrwać je z korzeniami". Piszę te słowa z pełną odpowiedzialnością.
O polskim antysemityzmie należy rozmawiać, choć to ogromnie trudna, emocjonalna debata. Dyskusja na ten temat nieuchronnie prowadzi do polaryzacji społeczeństwa na obóz narodowej dumy, nie widzący (nie chcący zobaczyć?) czarnych plam w polskiej historii i na obóz, który wstydliwych kart w dziejach Polski się nie wypiera i - często, niestety, z wrażliwością mamuta - oczekujący, że wszyscy Polacy posypią głowy popiołem i powiedzą zbiorowe: "Przepraszam" za udowodnione dawne winy. Ludzi ważących racje, rozumiejących, szanujących argumenty obu stron, chcących wykuć kompromis - w takiej debacie usłyszeć niemal nie sposób.
Wydawnictwo "Znak" cieszy się zasłużoną estymą. Teraz postanowiło wprowadzić do polskiej debaty publicznej książkę, której tezy są niczym granat wrzucony w małe pomieszczenie. To odważny, ale moim zdaniem słuszny krok. Lepiej, że zrobił to właśnie "Znak", a nie jakaś malutka oficynka, którą od razu można byłoby oskarżyć, że na taniej sensacji chce sobie napchać kieszenie zyskami ze sprzedaży "Strachu".
Poważna oficyna wydała trudną książkę, która rozpoczęła debatę na arcytrudny temat. Za ten krok "Znakowi" należą się brawa, nie krytyka. Krakowscy redaktorzy rozpoczęli dyskusję, wspierając książkę swoim autorytetem. Dali nam narzędzie, dzięki któremu będziemy mogli zmierzyć się trudnym problemem polskiego antysemityzmu. A jakie wnioski z tej debaty wypłyną, to już zależy tylko od nas.
Łukasz Maślanka
(lukasz@dlastudenta.pl)