| fot. Adam Skrzydlewski |
Dawno, dawno temu, daleko, daleko stąd żyła sobie mała księżniczka. Jej życie było piękne i bardzo jej się podobało, jednak pewnego dnia zapragnęła zobaczyć, jak żyją zwykli śmiertelnicy. Gdy nadarzyły się sprzyjające okoliczności po kryjomu uciekła z zamku, by poznać prawdziwe życie. Pierwsze problemy pojawiły się już na dworcu. Bieg oraz późniejsza szalona jazda pożyczonym z królewskiej kolekcji samochodem zaostrzyły jej apetyt. „Gdzie tu można coś zjeść?”- pomyślała dziewczynka. Dookoła same restaurants, caffeterie i fastfoody. Swojsko nazywał się “Bar u Zdzisia”, ale za to nie wyglądał zbyt zachęcająco. Królewna wybrała fastfood, niestety wyszła stamtąd głodna. Zamówiła na chybił- trafił: longer Hot & Spicy, zinger, twister i napój do picia w paskudnym kolorze, lecz nic jej nie smakowało. Głód był coraz dokuczliwszy, więc postanowiła poprosić kogoś o pomoc. Miła pani skierowała ją do najbliższego supermarketu tłumacząc, że jedzenie na dworcu nie jest najlepszym pomysłem. Księżniczka szła, mijając piękne wystawy sklepowe różnych shopów i marketów. Wreszcie wielki napis oznajmił, że jest już w na miejscu. Przedzierając się dziarsko pomiędzy półkami, ludźmi i napisami „SALE” dobrnęła wreszcie do działu z jedzeniem, który olśnił ją swoją obfitością. Najedzona i zadowolona postanowiła ruszyć dale, już nie na dworzec, lecz na miasto.
Odwiedziła shopping centre, school of art, kilka megastorów, media cośtam, photo world oraz bookshop, w którym wbrew pozorom sprzedawano książki. Zachwycona dziewczynka poszła też zachęcona plakatami do cinema city, bo lubiła kino i domyśliła się, że to musi być coś w tym rodzaju. I faktycznie. Na początku czuła się trochę dziwnie, bo tylko ona nie jadła popcornu i nie piła coli, ale za to mogła skupić się na filmie, choć sąsiedzi jej tego nie ułatwiali swoją głośną konsumpcją. Po filmie usłyszała, że większość osób rozmawia o pójściu do pubu. Wszyscy zdawali się cieszyć na tą myśl, więc ona tez poszła, w końcu to „dzień przygód”. W najbliższym pubie- Royal Oak- faktycznie było wesoło. Dużo ludzi, śmiechu i ogólnie wesołej wrzawy. A ile materiału do obserwacji! Przemiły barman przymknął oko na jej wiek i polecił coś do picia, ale wolała nie kusić znowu losu. Po namyśle zdecydowała się na sok. Black currant czy orange? -zapytał uczynny barman. Wzięła black currant- nie wiadomo, co to jest, ale brzmi przyjemnie. Przysłuchując się rozmowom bywalców, doszła do wniosku, że to musi być klub dla obcokrajowców- niby mówili po polsku, ale jednak jakoś inaczej. Co to u licha jest darts, flor, mjuzik, didżej, da hałs, oldskul? A njuskul? O czym oni mówią?
Przemyślawszy dzień pełen wrażeń księżniczka zmęczona i bardzo zadowolona postanowiła wrócić do domu. „To był ciężki dzień, ale bardzo przyjemny- pomyślała. „Tyle dziś się nauczyłam!” Mijając piękną, idealnie pasująca do otoczenia fontannę wrzuciła do niej monetę. „Muszę tu wrócić! Jeszcze tyle przede mną- skate park, multipleks i ten śmieszny niby-sklep, cały taki czerwono- różowy. Pewnie sprzedają tam kolorowe słodycze. Jak on się nazywał? Chyba pink shop.”
roger-jolly (roger.jolly@dlastudenta.pl) |